Super, ale sobie stado znalazłam! Gdzie alfa jest podłym tchórzem i egoistą! Extra, Sup. Się wpakowałaś. Dobra, jakoś przeżyję. Tylko ten lis wygląda, jakby chciał mnie zabić. Tak po prostu, dla samego zabijania. Wykręciłam głowę, żeby mu się przyjrzeć. Jego oczy płonęły nienawiścią. Albo raczej jedno oko. Drugie kryło się za piracką opaską. Przy każdym kroku zsuwałam się niebezpiecznie na jedną stronę.
-Mógłbyś mnie jakoś wygodniej ponieść?-spytałam.
-Cicho, jesteśmy już blisko, wytrzymasz.
-Blisko czego?-zapytałam, a lis-pirat uśmiechnął się do mnie. Tak, uśmiechnął, ale był to uśmiech psychopaty. Byłam bardzo wkurzona na Enceladusa. Jak on mógł?! No jak?! Jego stado długo nie pożyje, jeśli będzie tak traktował członków. Z drugiej strony, czego ja się spodziewałam? Że będzie mnie bronił, niczym swojej partnerki, gdyby jakąś miał? No jasne, najlepiej to oddać mnie jakiemuś zabójcy! Właśnie stracił... No właśnie, kogo stracił. Przyjaciela? Nie. On nie traktuje mnie jak przyjaciółkę. Ledwo się znamy. Towarzysza? On w ogóle chciał mi towarzyszyć? Bolesna prawda. Już wiem, zwiadowcę. Właśnie stracił zwiadowcę! Ja jednak nie potrafię się długo gniewać, choćbym chciała. Cały gniew opuścił mnie pozostawiając tylko łzy.
-No, mała, jesteśmy.-usłyszałam głos lisa-pirata.
-Nie jestem mała!-syknęłam, ale on się tym nie przejął.
Zrzucił mnie ze swojego grzbietu i boleśnie gruchnęłam o ziemię. Dobra, Supi, teraz albo nigdy. Miałam już plan, oczywiście, przecież nie jestem głupia! Tym bardziej taka głupia, żeby cały czas się nad sobą użalać. Od zawsze radziłam sobie sama, teraz też dam radę. Odetchnęłam głęboko i zmieniłam się w człowieka. Świetny plan, nie? Już miałam przewagę. Skoczyłam ku lisowi i zabrałam mu sztylet. Stał wlepiając we mnie wzrok bezbronnego lisięcia. To było zbyt łatwe. Zabójca kompletnie się tego nie spodziewał. Nie bez powodu mam na imię Suprise. Przez tyle lat żyłam jako człowiek, że o wiele łatwiej jest mi wykonywać niektóre czynności niż jako lis. Na przykład trzymanie ostrych sztyletów. W rękach jest sto razy łatwiej niż w pyszczku. Spojrzałam na broń i o mało co nie wypuściłam jej z ręki. Całą srebrną klingę pokrywała krew, która właśnie wybrudziła mi ręce. Moje przypuszczenia sprawdziły się. Przede mną stał lisi zabójca. Był słaby. Odkąd zabrałam mu sztylet nie ruszał się z miejsca wlepiając we mnie przestraszone spojrzenie jednego oka. Potrafił tylko zabijać. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu jakiejś liny, czegoś, czym mogłabym go związać. Długo nie musiałam szukać. Obok mnie leżał gruby sznur. Wzięłam go i podeszłam do popielatego lisa. Zamachnął się na mnie pazurami i trafił. Na moim policzku ziała świeża rana i po twarzy ciekła mi krew. Ale to tylko wybiło go z rytmu. Machnięcie łapą zajęło mu zbyt dużo czasu i uzyskaliśmy taki rezultat: ja mam zranioną twarz, a on jest cały związany.
-I kto tu wygrał, co?!-wykrzyknęłam z triumfem i zmieniłam się w lisa.
-Jeszcze się zemszczę.-oświadczył lis-pirat.
-Hm, ciekawe.-skomentowałam, wzięłam sztylet, który upuściłam, gdy zabójca mnie drapnął i odwróciłam się z zamiarem opuszczenia tego strasznego miejsca. A właśnie, miejsce. Była to mała polanka, która była chyba stałym miejscem przeznaczonym do zabijania, bo w oddali był jakby stos ciał. Straszne. Opuszczasz dom w poszukiwaniu nowego stada, udaje ci się osiągnąć ten cel i już na wstępie takie przygody. Co to jest w ogóle za las? Las śmierci czy co? Błe... Ostatni raz spojrzałam na związanego i ruszyłam w kierunku lasu, z którego nagle wypadł Enceladus. Był zziajany, więc chyba całą drogę biegł.
-Wow, przyszedłeś.
<Enceladus? Jakoś przywyknę ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz