Zamyśliłem się na chwilę. Nie widziałem powodów by być dla wadery niemiłym, tym bardziej, że ona zachowywała się w stosunku do mnie bardzo uprzejmie. Ziewnąłem szeroko rozdziawiając paszczę, nie przyłożyłem do tego jednak większej uwagi. Wyprężyłem grzbiet niczym kot i posadziłem się na zimnej trawie pokrytej sopelkami lodu. Niewiele brakowało, a zerwałbym się z krzykiem na równe łapy, bo uznałem nagle, że mój zadek i śnieg to złe połączenie. Ból, który ustał tak szybko, jak się pojawił, zamaskowałem niepewnym uśmiechem. Miałem brzydko podkrążone oczy, jakby kto mi je podbił, co było skutkiem mojej bezsenności podczas nocy. Mój wzrok przykuły długie uszy wilczycy pokryte lśniącą, krótką sierścią. Z wyglądu nie przypominała innych wilczyc, a raczej... lisa. Pokręciłem głową, ignorując niedorzeczne myśli. Chyba wypadałoby się odezwać.
- Więc mam ci mówi Mi? - Upewniłem się, bo nie miałem pomysłu na kontynuowanie rozmowy.
- Albo Sal, ale Mi jest w porządku - Obdarzyła mnie promiennym uśmiechem, a w odpowiedzi kąciki moich usy uniosły się mimowolnie. - Jaką pełnisz rolę? - Zapytała, nim jeszcze zdążyłem o czymkolwiek pomyśleć. Jej uszy uniosły się do pionu, co nie umknęło mojej uwadze. Sierść wadery mieniła się w słońcu, niby posypana cukrem albo pyłkiem jakichś kwiatów. Przeniosłem spojrzenie za Sally, na grupkę małych, szarych ptaszków, dziobiących podmokły grunt. Biedne stworzenia, pewno... Moje rozmyślania przerwało ochrząknięcie wadery. Była zniecierpliwiona.
- Rolę? - Powtórzyłem bezmyślnie, kręcąc łbem we wszystkie strony i modląc się, aby nie dostrzegła mojego rozkojarzenia. ,,Ława, ty zawsze wszystko musisz spaprać na początku" upomniałem się w myślach. Zrobiłem krok do tyłu, odruchowo podciągając pod siebie ogon.
- No wiesz, stanowisko - O dziwo rozbawienie rozbłysło w jej ładnych ślepiach. Stłumiła chichot, przyciskając łapę do biszkoptowego pyszczka. Wypuściłem powietrze ze świstem, na nowo łapiąc oddech.
- Jestem medykiem - Odparłem w miarę natychmiastowo, bo był to temat, który bez obaw mogłem podjąć.
- Ja szpiegiem - Uzupełniła i rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie, co nieco mnie zdezorientowało. Wadera parsknęła śmiechem, a ja wreszcie zrozumiawszy, że zagrała mi na nosie, z niewyjaśnionych przyczyn także nie mogłem go powstrzymać.
- Chodź, pokażę ci coś - Spojrzałem na nią uważniej i uśmiechnąłem się zachęcająco. - To tylko parę kroków stąd - Dodałem, ale było to zupełnie niepotrzebne, bo Mi aż gotowała się do przygody. Cóż, mogło to z deka zawieść jej oczekiwania. Szliśmy obok siebie wzdłuż brzegu jeziora, ja spokojnym, dumnym krokiem, a ona skacząc co parę metrów. Zatrzymałem się wreszcie, ale było to bardzo podobne miejsce do tego, gdzie się spotkaliśmy: bardzo podobne drzewa, bardzo podobny brzeg, bardzo podobna ilość śniegu na ziemi. Sally popatrzyła się na mnie pytająco, a ja machając ogonem, wszedłem na płyciznę i ot tak po prostu sobie tam stanąłem. Skonsternowana wilczyca zrobiła dokładnie to samo, co ja, stojąc bez ruchu. Nagle między naszymi łapami pojawiły się pierwsze kolorowe, malutkie rybki. Zaczęły gromadzić się wokół nas i orągłymi pyszczkami skubać sierść na łapach, aż było ich tak wiele, że nie dało się dostrzec dna. Wilczyca wpatrywała się w nie zauroczona, co moment podnosiła na mnie zachwycony wzrok. Wiedziałem, że rybki tu będą mimo mrozów i wiedziałem, że Mi się to spodoba.
- Znalazłem to miejsce dwa dni temu - Szepnąłem.
< Sally Mi? nie wiem jakim cudem udało mi się napisać to mobilnie >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz