Patrzyłem z niedowierzaniem na młodziutką lisicę stojącą przede mną, z zakłopotaniem wbijającą spojrzenie w ziemię.
-Masz zamiar coś powiedzieć? – zapytałem, przyglądając się rudej. Rozważałem opcję odwrócenia się na pięcie, żeby czym prędzej oddalić się od samicy, która bezceremonialnie wpadła na mój tyłek. Czy w dzisiejszych czasach nikt nie patrzy jak chodzi? Matko, Phase, brzmisz jak własna matka.
-Wybacz, ja… się zamyśliłam i tak jakoś wyszło – uśmiechnęła się przepraszająco, podnosząc wzrok.
-Tak wyszło? – uniosłem brew, a po chwili wzruszyłem obojętnie łapami. Płeć piękna – tego nie ogarniesz. Zanim się odezwałem, usiadłem przed upolowanym dosłownie sekundę przed „zderzeniem” zającem, rejestrując lekko zaskoczone spojrzenie nieznajomej. – To gdzie tak zawzięcie podążałaś, że mnie nie zauważyłaś na swojej drodze?
-Miałam zamiar dogonić tamtego koleżkę – zaśmiała się cicho, wskazując łapą zdobycz za moim grzbietem. Obróciłem łeb, żeby rzucić okiem na zająca, po czym z powrotem skupiłem uwagę na lisicy.
-Możemy zjeść razem – powiedziałem bez większych emocji, nie siląc się tym bardziej na przyjazny ton.
-Możemy? Świetnie – wyraźnie się ucieszyła, przysiadając po drugiej stronie zdobyczy.
W milczeniu zabraliśmy się za zająca, a ja w połowie posiłku zorientowałem się, że na pewno oboje się nim nie najemy. Będę musiał upolować coś jeszcze… popatrzyłem uważnie na samicę, która chyba doszła do tego samego wniosku, co ja, bo też zaczęła popatrywać to na mnie, to na ofiarę.
Kiedy pomiędzy nami zostały jedynie kości szaraka, wstałem gwałtownie.
-Chodź – rzuciłem przez ramię, zdążywszy się już obrócić i zrobić dwa kroki.
-Gdzie? – w jej głosie dało się słyszeć konsternację, ale pobrzmiewała w nim też wyraźna ciekawość.
-Zjadłaś połowę mojego obiadu, teraz pomożesz mi upolować kolejny – kąciki mojego pyska uniosły się w chłodnym uśmiechu. – Jeśli się przydasz, może ci wybaczę ten tyłek.
-Będziesz mi to wypominał całe życie? – parsknęła rozbawiona, na co ja również zaśmiałem się krótko.
-Całe życie raczej nie, biorąc pod uwagę, że należymy do różnych stad – odparłem. – Właśnie… co ty robiłaś na terenach stada? – dodałem, mierząc samicę podejrzliwym spojrzeniem.
-Tak się składa, iż właśnie na tych terenach mieszkam – odpowiedziała, uśmiechając się do mnie szeroko. – Należysz do stada Enceladusa?
Skinąłem łbem w odpowiedzi.
-Czyli jednak będę ci to wypominał całe życie – rzuciłem, przyspieszając kroku.
Usłyszałem za sobą cichy śmiech.
-Pan Sztywniak właśnie powiedział kawał? – udawała skrajne niedowierzanie i musiałem przyznać, że całkiem nieźle jej to wychodziło.
-Uważaj, bo ci mucha wleci – prychnąłem, widząc śmieszną minę z otwartym pyszczkiem, którą zrobiła.
Uśmiechnęła się.
< Nox? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz