Teraz to się dopiero nieźle wkurzyłem. Ja? Nie przeskoczyłbym?! Ona mnie chyba nie docenia!. Cofnąłem się kawałek, rozpędziłem się i...
- Dise, nie! - Krzyknęła. Ja jednak uniosłem się wysoko nad szczeliną. Oczywiście krzaki próbowały mnie złapać. Ale mnie to nie obchodziło - wylądowałem bezpiecznie po drugiej stronie szczeliny i odwróciłem się do Sally.
- Nie doceniasz mnie. Widzisz?! - Warknąłem i pospiesznie oddaliłem się od wadery. Nie jestem wcale taki słaby.
- Wracaj! - Krzyknęła za mną, ale ja ją zignorowałem. Nic mnie nie obchodziło co mówi Sally.
-"Jestem odważny. Ona mnie nie docenia!" - Taka myśl dodała mi pewności siebie. Przyspieszyłem kroku. Chwilę później nie słyszałem już nawoływań wadery. Zamyśliłem się, a pogrążony w zadumie - nie zauważyłem niskopołożonego konara. Cóż, nic nie mogłem zrobić. Rozpędzony, z impetem walnąłem łbem w gruby konar. Upadłem na ziemię. Gałąź nie wytrzymała siły z jaką w nią uderzyłem i obłamała się. Teraz, przygnieciony przez gruby konar, zaskowyczałem z bólu.
<Sally?> nie specjalnie mam wenę :<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz