Zamknęłam pyszczek i lekko się uśmiechnęłam, a między nami zapanowała niezręczna cisza. Podążałam kilka kroków w tyle za lisem, rozglądając się na boki. Liczyłam na to, że uda mi się dostrzec lub usłyszeć jakieś zwierzę, niestety las wydawał mi się całkiem pusty. Wokół nas widać było tylko wiekowe drzewa, które zgubiły swoje liście na zimę. Wyglądały groźnie i rzucały na ziemię siatkę powyginanych cieni.
Po chwili marszu wyszliśmy na sporą polanę. Ziemia przykryta była grubą warstwą miękkiego, białego puchu. Świerzy śnieg miał idealnie gładką i czystą powierzchnię. Na jasnym tle wyróżniała się jednak niewielka, czarna plamka.
Przystanęłam na chwilę, by lepiej się jej przyjrzeć. Wyraźnie widziałam czarne pióra. Nie odzywając się słowem do towarzyszącego mi nieznajomego, ruszyłam w stronę ptaka. Ostrożnie stawiałam łapy, nie chcąc go spłoszyć. Nie mogłam pozwolić na to, żeby obiad znów uciekł mi sprzed nosa. Zamknęłam na chwilę oczy i skupiłam się na moich plecach. Poczułam, jak w mgnieniu oka wyrastają mi skrzydła, a na ciele pojawia mi się lekka, zielona zbroja. Jeżeli ptak zdecyduje się odlecieć, może uda mi się dogonić go w powietrzu.
Okazało się jednak, że niepotrzebnie przygotowałam skrzydła. Zakopana w śniegu ofiara zorientowała się o mojej obecności dopiero wtedy, gdy moje szczęki zacisnęły się na jej szyi. Jeszcze przez chwilę zwierzę walczyło o życie, desperacko machając skrzydłami. W miarę, jak jego ruchy słabły, w moim pysku przybywało krwi. W końcu zastygł w bezruchu.
Zadowolona z siebie popędziłam w stronę mojego towarzysza. Musiał się zatrzymać, kiedy się oddaliłam.
Stanęłam naprzeciw niego i położyłam zdobycz między nami. Dopiero teraz miałam szansę się jej przyjrzeć. Czarny, spory ptak – samiec cietrzewia. Niecodziennie się takie widuje. Przyjacielsko zamerdałam ogonem i szeroko uśmiechnęłam się do lisa.
Wlepił we mnie zagadkowe spojrzenie, a ja nie byłam w stanie zrozumieć, o co mu chodzi. Może o te skrzydła? Schowałam je, a on przeniósł wzrok na posiłek.
- To jak, wybaczysz mi ten tyłek? – zapytałam, a uśmiech nie znikał mi z pyska. – Tak w ogóle, jestem Nox – przedstawiłam się, poszerzając uśmiech jeszcze bardziej.
<Phase?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz