Zbyt gwałtownie połknąłem mroźne powietrze, bo już po chwili
dotkliwie zapiekło mnie w płucach. Odkaszlnąłem na boku i ponownie wlepiłem w
Mi iskrzące rozbawieniem ślepia. Z nieba zaczęły powoli sunąć wagoniki białego
puchu, zasnuwając niemal cały horyzont. Mimo tego, że jej klatka piersiowa
nadal unosiła się nierówno, wilczyca zmieniła pozycję na siedzącą i
odwzajemniła moje spojrzenie. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy niesforny
kosmyk złotej grzywki zsunął się jej na oczy.
- Nigdy nie musisz sobie tego poprawiać? – Zapytała,
wskazując na jaśniejący żółtym światłem nimb zawieszony nad moją głową.
Przechyliłem lekko łeb, udając, że staram się na niego spojrzeć. W
rzeczywistości było to niemożliwe, bowiem za każdym razem kiedy unoszę wzrok,
widzę tylko bladą poświatę.
- To nie grzywka – Zakpiłem, posyłając jej łobuzerski
uśmiech. Sally jak na komendę odgarnęła kosmyk z pola widzenia, po czym
przewróciła oczami. – Nie potrafię ci tego wytłumaczyć, ale on jest
niematerialny – Czułem się jej winny wyjaśnień, dlatego mój głos nagle stał się
tak potulny.
- Mogę go dotknąć? – Uniosła na mnie proszące oczęta. Jakże
mogłem się nie zgodzić? Tyle, że pewnie mocno się zawiedzie. Aby dostać się do
aureoli, wadera musiała się po mnie w drapać. Jej przednia łapa nie trafiła na
opór, po prostu przeleciała przez światło i nie znalazła niczego innego jak
powietrza.
- Zadowolona? – Przyjrzałem się jej spod uniesionych brwi,
gdy znów siedziała przede mną. Kiwnęła głową i położyła długie uszy,
zastanawiając się. Jej mina była nawet urocza… Do tego stopnia, że odbiegłem
myślami od rzeczywistości, przypominając sobie stare, dobre czasy. Podobnie
zachowywała się Greyah. Gdzie ona teraz jest?
- Halo, ziemia do Ławy! – Mi pomachała mi łapą przed nosem.
Zamrugałem kilkakrotnie, wypychając z umysłu obraz szarej, smutnej wadery,
który tak dokładnie zapadł mi w pamięć. – Pytałam się, czy pokazałbyś mi swoje
moce, bo namiastkę moich już widziałeś – Uśmiechnęła się szeroko, zauważając,
że do niej wróciłem. Nie bardzo myśląc nad tym, co robię, podniosłem się z
ziemi, to znowu usiadłem i głośno wypuściłem powietrze z nozdrzy. Magia. Chce,
żebym pokazał jej magię. Ława, ciołku, skup się nareszcie. Obróciłem pysk w
prawo i niemal natychmiast dostrzegłem sporej wielkości głaz. Idealnie się nada
na skromny pokaz.
- Widzisz tego kamulca? – Pokazałem go leniwym ruchem i poczekałem spokojnie na
jej reakcję. Kiwnęła entuzjastycznie głową, gotowa na przedstawienie.
Przymknąłem lekko powieki, a w tym czasie duży kamień zdematerializował się na
ułamek sekundy, z tego miejsca przeobraził w stado białych kruków, które ze
złowrogim krzykiem poczęły pikować w górę. Mała część ptaków przysiadła na
rozłożystym dębie nieopodal.
- Potrafisz teraz przywrócić ten głaz do poprzedniej formy? –
Gdy wilczyca zadała pytanie, otworzyłem ślepia.
- Nie.
- Możesz tak zrobić ze wszystkim? – Jej zaintrygowanie rosło
w miarę zadawanych pytań i moich odpowiedzi.
- Tak – Odparłem poważnym głosem, który zagłuszało krakanie
ptaszysk albinosów. – Tak samo jak zmieniłem ten kamień w kruki, tak i mogę to
zrobić choćby z tobą czy z kimkolwiek innym. Ale chyba oboje tego nie chcemy –
Kąciki moich ust uniosły się zaczepnie.
< Mi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz