Dokuczliwe krzewy smagały moje ciało, kiedy przedzierałem
się przez las, wiedziony intensywnym zapachem obcego lisa. Zostawiał za sobą drażniącą
moje nozdrza woń krwi i bagien. W pogoń za nim rzuciłem się tak spontanicznie,
że nawet nie przemyślałem tego, jak wyszarpię mu Suprise z łap. Zwolniłem
natychmiast, gdy usłyszałem przed sobą szybki tupot i chrzęst śniegu. Z ciemnego
gąszczu roślin ozdobionych świeżym śniegiem wyłoniła się atramentowa sylwetka
lisa. Rozdziawiłem pysk, nie dowierzając, że udało jej się uciec. Jej ironiczne
słowa zwróciły mi krztynę równowagi. Naprężyłem mięśnie i uniosłem dumnie łeb.
Niech wie, że za jakąkolwiek niesubordynację z przywódcą może wylecieć.
- Przyszedłem. Zdziwiona? – Głos miałem pewny, bo jakżeby
mogło być inaczej. Podszedłem znacznie bliżej do wadery, a kłąb pary
wydobywający się z mojego pyska otoczył ją.
- Szczerze mówiąc, tak – Odparła obojętnym tonem na odchodne
i wyminęła mnie, pozostawiając w osłupieniu. Przez moment wyglądałem, jakbym
dostał od niej z liścia. Moje szczęki zgrzytnęły z furią, kiedy zawołałem
lisicę, nie odwracając się w jej stronę.
- Zaczekaj! – Zasadniczo tylko moje uszy cofnęły się trochę.
Usłyszałem, jak jej kroki cichną, aż wreszcie ona sama z wahaniem przystaje.
Kąciki moich ust wykrzywiły się nieznacznie, kiedy ze świstem zaczerpnęła
oddechu i upadła na śnieg.
***
Zgodnie z moim przypuszczeniem obudziła się dopiero w mojej
norze. Powoli otworzyła powieki, ale kiedy jej wzrok się wyostrzył, zerwała się
na równe łapy. Przysiadłem w progu, lekko przychylając łeb z dostojnym wyrazem
pyska.
- Co? Jak ja tutaj się…? – Zapytała, wodząc rozbieganym
spojrzeniem w wnętrzu. Westchnąłem teatralnie.
- Zemdlałaś – Ot, niewinne kłamstewko jeszcze nikogo nie
zabiło, prawda?
- Niemożliwe – Wysyczała, a źrenice jej oczu skurczyły się
do miniaturowych migdałów. Nie mogłem się przyznać, że uśpiłem ją zaklęciem.
Najwyższy czas zmienić temat.
- Nie powiesz, że… no wiesz…? – Nigdy nie podaruję sobie tej
plamy na honorze.
- Że mnie zostawiłeś na pastwę tego potwora? – Dokończyła kpiąco,
a na jej ustach błąkał się chytry uśmiech. – Właściwie nikt mi nie zabroni –
Dodała, unosząc wojowniczo pysk. Poderwałem się gwałtownie, na co ona nagle podskoczyła
ze strachem. Jednym susem zmniejszyłem dzielącą nas przestrzeń.
- Ja ci zabronię – Z mojego gardła wydobył się groźny
pomruk. Jedyną satysfakcję dawał mi jeszcze fakt, że czuła do mnie respekt.
< Suprise? taa… >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz