16 stycznia 2016

Od Enceladusa CD Suprise

Dokuczliwe krzewy smagały moje ciało, kiedy przedzierałem się przez las, wiedziony intensywnym zapachem obcego lisa. Zostawiał za sobą drażniącą moje nozdrza woń krwi i bagien. W pogoń za nim rzuciłem się tak spontanicznie, że nawet nie przemyślałem tego, jak wyszarpię mu Suprise z łap. Zwolniłem natychmiast, gdy usłyszałem przed sobą szybki tupot i chrzęst śniegu. Z ciemnego gąszczu roślin ozdobionych świeżym śniegiem wyłoniła się atramentowa sylwetka lisa. Rozdziawiłem pysk, nie dowierzając, że udało jej się uciec. Jej ironiczne słowa zwróciły mi krztynę równowagi. Naprężyłem mięśnie i uniosłem dumnie łeb. Niech wie, że za jakąkolwiek niesubordynację z przywódcą może wylecieć.
- Przyszedłem. Zdziwiona? – Głos miałem pewny, bo jakżeby mogło być inaczej. Podszedłem znacznie bliżej do wadery, a kłąb pary wydobywający się z mojego pyska otoczył ją.
- Szczerze mówiąc, tak – Odparła obojętnym tonem na odchodne i wyminęła mnie, pozostawiając w osłupieniu. Przez moment wyglądałem, jakbym dostał od niej z liścia. Moje szczęki zgrzytnęły z furią, kiedy zawołałem lisicę, nie odwracając się w jej stronę.
- Zaczekaj! – Zasadniczo tylko moje uszy cofnęły się trochę. Usłyszałem, jak jej kroki cichną, aż wreszcie ona sama z wahaniem przystaje. Kąciki moich ust wykrzywiły się nieznacznie, kiedy ze świstem zaczerpnęła oddechu i upadła na śnieg.
***
Zgodnie z moim przypuszczeniem obudziła się dopiero w mojej norze. Powoli otworzyła powieki, ale kiedy jej wzrok się wyostrzył, zerwała się na równe łapy. Przysiadłem w progu, lekko przychylając łeb z dostojnym wyrazem pyska.
- Co? Jak ja tutaj się…? – Zapytała, wodząc rozbieganym spojrzeniem w wnętrzu. Westchnąłem teatralnie.
- Zemdlałaś – Ot, niewinne kłamstewko jeszcze nikogo nie zabiło, prawda?
- Niemożliwe – Wysyczała, a źrenice jej oczu skurczyły się do miniaturowych migdałów. Nie mogłem się przyznać, że uśpiłem ją zaklęciem. Najwyższy czas zmienić temat.
- Nie powiesz, że… no wiesz…? – Nigdy nie podaruję sobie tej plamy na honorze.
- Że mnie zostawiłeś na pastwę tego potwora? – Dokończyła kpiąco, a na jej ustach błąkał się chytry uśmiech. – Właściwie nikt mi nie zabroni – Dodała, unosząc wojowniczo pysk. Poderwałem się gwałtownie, na co ona nagle podskoczyła ze strachem. Jednym susem zmniejszyłem dzielącą nas przestrzeń.
- Ja ci zabronię – Z mojego gardła wydobył się groźny pomruk. Jedyną satysfakcję dawał mi jeszcze fakt, że czuła do mnie respekt.

< Suprise? taa… >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz