28 stycznia 2016

Od Kasandry

Obudziłam się było bardzo wcześnie, słońce dopiero wstawało. Rozejrzałam się spokojnie mgła i rosa przykrywały delikatnie trawę. Wstałam i otrzepałam się z ziemi. Wzięłam głęboki oddech, powietrze było zimne lecz orzeźwiające. Wyszłam i wolnym krokiem przemierzałam tereny. Od paru dni nic się nie działo ani w watasze, ani w stadzie lisów. Westchnęłam z nudów. Z mojego brzuszka dobiegły dźwięki burczenia. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Czas na śniadanko...
Pobiegłam do lasu, gdzie było pełno zwierzyny. Mój czuły węch podpowiadał mi, że w pobliżu są sarny, dziki, zające oraz w głęboki gaju skryty w krzakach skunks.
-Dziś zając...
Ruszylam szybko i w jednej chwili wpadł mi w zęby. Kłami przerwałam tętnice. Zwierz był już martwy. Poszłam na polanke i w ciszy zjadłam zdobycz. Położyłam z 20 minut i ruszyłam w stronę jeziora, ponieważ poczułam spragnienie. Wokół nikogo nie było, ani jednej oznaki życia. Zaczęłam pić chłodną wodę. Nagle nie wiadomo skąd znalazłam się pod wodą. Ktoś mnie pochłonął. Sama nie wpadłam zaciągnęłam żartownisia razem ze mną. Gdy wypłynęliśmy ujrzałam...

(Kto był takim żartownisiem?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz