Jeszcze raz posłałem jej szeroki wyszczerz, ale potem lekko
spoważniałem. Zrobiłem krok do przodu i opuściłem nieznacznie łeb na ubity
śnieg pod swoimi łapami. Zastanawiałem się, czy wilczyca też poczuła ten zimny
podmuch wiatru, który uderzył w moje cielsko. Wtedy ogrzał by mnie tylko sen w
przytulnej jaskini albo dobra zabawa. Można się było domyśleć, co wybrałem.
Stanąłem obok Mi i popchnąłem ją delikatnie, uważając by jej nie przewrócić, w
stronę zamarzniętej sadzawki. Nie potrafiłem tylko powiedzieć skąd się ona
wzięła. Może miała coś wspólnego z magią? W końcu nie znajdowaliśmy się przy
jeziorze w lesie ani w górach, a temperatura, jak sądzę, była na plusie. Nie
zdążyłem się uważniej przyjrzeć reakcji wadery, bo już stałem, a raczej
próbowałem stać na lodzie.
- Poślizgajmy się! – Zawołałem, starając się opracować technikę
ślizgania. Łapy rozjeżdżały mi się na wszystkie strony, ale o dziwo nadal jakoś
się na nich utrzymywałem. Sally obserwowała z rozbawieniem moje nieudolne próby
ruszenia z miejsca. Wreszcie bez dalszych namawiań także ostrożnie weszła na
taflę. Chcąc odbić od brzegu, popchnęła mnie przypadkowo bokiem, na co ja
runąłem z łap i rozpłaszczyłem pięknie pysk o podłoże.
- Ałć – Jęknąłem, leżąc w niemocy na grzbiecie.
- Ojej, nic ci nie jest? – Zaniepokojona dopadła mnie jakoś,
choć sama wylądowała w tym czasie na tyłku. Lekceważąco machnąłem łapą, by się
nie przejmowała. Żeby się podnieść musiałem wykonać szereg skomplikowanych
czynności. Wreszcie w dziwny sposób stanąłem na łapach, dla pewności wbijając
pazury w lód. Zarechotałem na widok wadery ślizgającej się na brzuchu, która w
porę nie wyhamowała i wpadła w zaspę. Odepchnąłem się tylnymi łapami,
utrzymując równowagę dzięki pazurom tnącym wierzchnią warstwę lodu. Pomogłem Mi
wstać, lecz o mało nie upadła, w ostatniej chwili do mnie przylegając.
- Spróbuj z pazurami, bo opuszki łap za bardzo się ślizgają –
Poradziłem jej.
< Mi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz