Jak to możliwe? Nigdy w życiu nie spotkałem się z tym, żeby ktoś przymarzł językiem do lodu. Ze złością wbiłem pazury w skutą taflę, będę musiał jej jakoś pomóc. Atramentowa lisica zaczęła szamotać się na boki, trzęsąc przy tym łepetynką.
- Ej, uspokój się, bo jeszcze sobie coś wyrwiesz - Mruknąłem, przewracając oczami i nachylając się nad nią. W gruncie rzeczy, gdyby sobie usunęła język... może by tyle nie gadała. Uspokoiła się tak, jak jej poleciłem, a jej puchate uszy przylgnęły do czaszki. - Spróbuj na to chuchnąć ciepłym powietrzem - Z góry wiedziałem, że to się nie uda, bo język sprawiał wrażenie, jakby przykleił się do podłoża na super glue. Zawiedziona Suprise wbiła spojrzenie w swój czarny nos.
- Tooo... - Zaczęła samica, ale wszedłem jej w słowo.
- Zawołanie kogoś z żywiołem ognia to zły pomysł. Mógłby ci spalić tyłek - Zastanawiałem się na głos, patrząc gdzieś ponad nią. Nagle wpadłem na świetny pomysł, co zdarzało mi się niebywale często. Podszedłem do niej i ostrym pazurem wyciąłem kawałek lodu. Nie dało się go wyjąć, gdyż nacięcia były zbyt płytkie, ale jeślibym nacisnął... W tym momencie usłyszeliśmy trzask pękającego lodu i oboje wpadliśmy do lodowatej wody. Lisica wdrapała się na krę, ja tymczasem dławiłem się wodą, wymachując dramatycznie łapami. Z rozbawieniem podała mi swój ogon, a ja uczepiłem się go jak ostatniej deski ratunku. Ledwo dysząc wyczołgałem się na brzeg, obrzucając ją niechętnym spojrzeniem, zupełnie tak, jakbym rzucił w nią pomidorem. Parsknąłem tylko ze złością pod nosem, trzęsąc się z przeszywającego zimna.
- Nie musisz dziękować - Suprise usiadła przede mną, przechylając lekko głowę, miała ze mnie ubaw. Na jej i moim futrze zaczęły pojawiać się pierwsze sopelki.
- Poradziłbym sobie - Zgrzytnąłem zębami, a samica wyglądała przez chwilę, jakby ktoś uderzył ją w brzuch. - Zaprowadzę cię do twojej nory - ,,i będę cię miał z głowy" dokończyłem w myślach. Ruszywszy w stronę nory, którą przydzieliłem mojej towarzyszce, nawet nie odwróciłem się, aby sprawdzić czy nadal za mną idzie. Doskonale słyszałem każdy jej krok, każde skrzypnięcie śniegu pod poduszeczkami jej łap. Od celu dzieliło nas niespełna kilkanaście chwil drogi, kiedy do tego odgłosu dołączył drugi- szybszy, dochodzący z boku. Zatrzymałem się i odwróciłem, mogąc jedynie zobaczyć, jak popielaty lis przewraca oniemiałą ze zdumienia Suprise, tocząc się z nią aż do drzewa. Usłyszałem bolesny jęk i gromki śmiech oprawcy, a sierść zjeżyła się na moim grzbiecie.
- Co do... ?! - Wyrwało się z mojego gardła. Adrenalina płynęła w moich żyłach, gdy rzucałem się na obcego, odtrącając go od samicy. Zasłoniłem ją, stając oko w oko z barbarzyńcą z piracką opaską na oku.
- Precz stąd - Warknąłem, obnażając szereg białych kłów. Lis cofnął się o krok, ale najwyraźniej nie zmienił zamiarów, bo nadal wlepiał we mnie iskrzące sardonicznie oczy. Wyciągnął z pochwy srebrny sztylet, od którego odbiły się promienie słońca. Przełknąłem gulę w gardle.
- Myślę, że nie chciałbyś go poczuć... - Przerwał na chwilę i z zainteresowaniem przyjrzał się ostrzu. - Więc lepiej dobrowolnie oddaj mi samicę - Dokończył triumfalnie, tym razem szukając wzrokiem schowanej za mną atramentowej lisicy. Położyłem uszy, gdyż niespodziewanie własne życie wydało mi się cenniejsze niż rycerski honor.
- Jest cała twoja - Odparłem nerwowo, odsunąłem się i pchnąłem ją w stronę obcego.
- Ccco? - Sup popatrzyła na mnie okrągłymi jak spodki oczami. Nieznajomy odkaszlnął ochryple i wrzucił ją sobie na grzbiet, jak worek ziemniaków. - Ty tchórzu! - Krzyknęła do mnie, a jej powiek nabiegły łzami. Szamotała się i gryzła, ale ten nie ustępował. Kiedy zniknęli w zaroślach, przykryłem pysk łapami. Co ja zrobiłem? Jeśli ktoś się o tym dowie, będę skończony.
< Suprise? przywyknij, oto cały Dus >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz