- Słuchaj, czy my już jesteśmy przyjaciółmi? – spytała cicho idąca obok mnie samica.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. Kobiety nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać, pomyślałem z niedowierzaniem.
-Co? - odezwałem się, naprawdę bardzo elokwentnie. Gratulacje, Phase, ty to masz podejście do samic. – Znaczy, hm… Nie uważasz, że znamy się odrobinę za krótko, żeby móc się nazwać przyjaciółmi?
Bądź co bądź nie chciałem urazić Deanerys. Odchrząknąłem.
-To oczywiście nie znaczy, że nie możemy nimi być – wybąkałem szybko.
W oczach Dei, które przed chwilą nagle posmutniały, pojawiły się wesołe iskierki. Uniosłem lekko kąciki pyska, widząc tą gwałtowną zmianę. Dalej szliśmy w milczeniu, powoli zbliżając się do podnóża góry. Zmierzyłem zboczę krytycznym spojrzeniem, ale nie zauważyłem niczego podejrzanego.
Odnalazłem wzrokiem kamienistą ścieżkę prowadzącą do jeziora i zacząłem iść w jej stronę.
Po kilku krokach zorientowałem się, że lisica nadal stoi w tym samym miejscu, w niemym oczarowaniu obserwując srebrne masywy na tle szarego nieba. Przyznaję, widok robił wrażenie. Wróciłem się, żeby stanąć obok samicy, która nawet na mnie nie spojrzała. Spokojnie obserwowałem kłębiące się w górze chmury, czekając, aż skończy. Obojętne mi było, kiedy dotrzemy na szczyt, ale Danka wspominała coś chyba o wróceniu przed zmrokiem… Zamachałem jej łapą przed nosem, na co potrząsnęła lekko łbem. Za pierwszym razem moja reakcja na ten krajobraz wyglądała podobnie.
-Poczekaj, aż zobaczysz jezioro – powiedziałem bez emocji, krótkim machnięciem wskazując, żebyśmy już szli.
Ruszyliśmy krętą ścieżką, uważając na śliskie kamienie. Mimo, że ta droga była o wiele bezpieczniejsza od skrótu, który wybrałem wcześniej, to i tak należało zachować ostrożność. Szczególnie na oblodzonych skałach. Przeskoczyłem z jednego głazu na drugi, jednak po wylądowaniu moje przednie łapy, zamiast grzecznie zostać w miejscu, pojechały gwałtownie do przodu. Efektem moich prób podniesienia się były rozjechane na boki tylne kończyny. Prychnąłem zirytowany, leżąc plackiem na środku dróżki, po czym usłyszałem nieudolnie powstrzymywany śmiech za sobą. Deanerys wyglądała, jakby się dusiła, usiłując zakryć pysk łapkami i opanować rozbawienie. Rzuciłem jej pełne wyrzutu spojrzenie, jednak też nie mogłem się powstrzymać, widząc, jak robi się czerwona. Mój cichy zwielokrotniony śmiech poniósł się echem między szczytami.
< Daneczka? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz