- Przecież moja łapa jest już opatrzona - nie udało mi się ukryć irytacji - Ruben nie musi jej już oglądać.
- Pójdziesz tam i już - warknął sprawiając, że przestraszona cofnęłam się o krok - Nigdy więcej nie próbuj podważać mojego autorytetu!
- Nie próbowałam... - zaczęłam cicho, ale nie pozwolił mi skończyć.
- Po prostu zrób to co ci każę - westchnął jakby zmęczony moim zachowaniem - I nie kłuć się ze mną więcej.
Skinęłam szukając w myślach powodu dla którego mogłabym jeszcze chwilę zostać przy Enceladusie. Nie chciałam go opuszczać nawet na chwilę i chodź moje przywiązanie do tego lisa było nienormalne nie potrafiłam przestać bać się chwili w której mnie odtrąci, a jej nadejście zdawało się być nieuniknione.
- Może chciałbyś pomóc mi w polowaniu? - spytałam nieśmiało patrząc mu w oczy - Jak na razie całkiem nieźle nam idzie.
W odpowiedzi usłyszałam jego pełne pogardy parsknięcie.
- Porozmawiamy o tym później - uciął rozmowę odwracając się i odbiegając. Gdy tylko zniknął między drzewami szarzejącymi powoli we wczesnym o tej porze roku zachodzie słońca poczułam się bardzo samotna. Rozmyślając o tym jak bardzo pokręcona jestem ruszyłam w stronę nory Rubena. Nigdy z nim nie rozmawiałam, ale widziałam raz jak wchodzi do swojej nory, stąd wiedziałam gdzie mogę go znaleźć. Szłam powoli, a nieustanne skrzypienie śniegu pod moimi łapami skierowało moje myśli w niechcianym kierunku. Przez moją głowę przemykały obrazy z przeszłości wprawiając w przygnębienie każdą komórkę ciała. Jęknęłam cicho po raz setny oczami wyobraźni obserwując pysk mojego poprzedniego Alfy wykrzywiony w szaleńczym uśmiechu. Wiele razy myślałam co by się stało gdyby mnie wtedy zabił. Na pewno jednym machnięciem łapy uzbrojonej w ostre pazury oszczędziłby mi wiele kłopotów jakich później sama sobie przysporzyłam, jednak los chciał, że to ktoś zabił jego. Zawsze myślałam, że ojcu nie zależy na niechcianym dziecku jakim byłam, a mimo to właśnie jemu zawdzięczałam uratowanie z łap Dantego. Moje narodziny były przypadkowe i ani on, ani moja matka nie byli z powodu mojego pojawienia się zachwyceni. To ona zajmowała się mną myśląc, że tata odszedł. Tak też się stało, jednak po siedmiu latach wrócił. Mama powiedziała, że wyglądał zupełnie tak samo jak wtedy gdy nas opuszczał. Kiedy zabrał mnie na pierwszy wspólny spacer po lesie dowiedziałam się, że czas ludzi płynie inaczej niż ten lisi. Ponieważ spędził całe siedem ludzkich lat pod postacią lisa prawie w ogóle się nie zmienił ponieważ dla lisów minął zaledwie rok. Zaprowadził mnie do stada i zaczął uczyć przetrwania jako lis. Nie był dobrym nauczycielem, ani ja przykładną uczennicą i może z tego właśnie powodu Dante chciał mnie zabić gdy doszło między nami do konfrontacji.
Zatrzymałam się przed wejściem do nory Rubena otrząsając się z otępiającego zamyślenia.
- Ruben? - spytałam zaglądając do środka w poszukiwaniu medyka.
Ruben?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz