Mojej uwadze nie uszło, że lisica miała problemy podczas
biegu. W napięciu śledziłem każde jej poczynanie, tak że prawie zdawałem się
zlewać w jedno z jej odczuciami. W tym samym momencie kiedy ona odbiła się od
ziemi, by poszybować wprost na przestraszonego bażanta, ja napiąłem wszystkie
mięśnie i wystrzeliłem w jego stronę jak z procy. Moje łapy bezgłośnie płynęły
po zaśnieżonym polu, przecinając chłodne powietrze. Kątem oka dostrzegłem, jak
Hopeless traci równowagę i spada z łap, ale poświęciłem temu tylko ułamek
sekundy. Odbiłem się z impetem od ziemi i pofrunąłem na ptaka, który nie zdążył
jeszcze wystarczająco wysoko wznieść się w powietrze. W ostatniej chwili
złapałem go za odnóże i pociągnąłem za sobą dół, jak bezwładny balonik.
Położyłem na nim łapę i powoli, acz bezlitośnie przyciskałem ją do jego gardzieli.
Szarpał się jakiś czas, ale zrezygnował, gdy wokół jego głowy śnieg zaczął nasiąkać
intensywną czerwienią. Musiałem przedziurawić mu jakąś wnętrzność, trudno się
mówi. Chwyciłem go kłami za skrzydło, które wcześniej udało samicy pozbawić
sporego pęku piór. Hope siedziała w tym samym miejscu, w którym zaprzestała
pogoni za swą już martwą ofiarą, łypiąc na mnie ukradkiem wnikliwym okiem.
Podszedłem do niej z wolna, dumnie obnosząc się ze zdobyczą. Pochyliłem łeb,
upuszczając bażanta pod łapami zdziwionej lisicy. Doprawdy wyszło bardziej
oficjalnie, niż zamierzałem, co najmniej jakbym to ja się jej oddawał, a nie
zwyczajnie podarowywał jej śniadanie.
- Smacznego – Mruknąłem, odszedłem parę kroków w stronę lasu
i przysiadłem na tylnych łapach, tyłem do niej. Gdybym stał samicy nad głową,
poczułaby się niezręcznie, a mi zależało na tym, żeby jak najszybciej zjadła
mięso, bo wkrótce będę z nią musiał porozmawiać o łowach. Nie potrafię
dokładnie powiedzieć, ile tak siedziałem, niezmordowanie wlepiając patrzały w
melancholijne konary drzew, lecz w końcu usłyszałem za sobą chrzęst śniegu i
cichy głos.
- Dziękuję za śniadanie – Kiedy odwróciłem się w jej stronę,
opuściła wzrok na koniuszki swoich łap. Puściłem jej słowa mimo uszu.
- Nie możesz samodzielnie polować przez tych parę
najbliższych dni, więc będziesz zmuszona kogoś prosić o cześć łupu. Możesz
zawsze wspomnieć, iż masz nakaz od Alfy – To było dla niej najrozsądniejsze
rozwiązanie. – Powinnaś też zwrócić się do Rubena, ponieważ zna się trochę na
medycynie – Kontynuowałem nieśpiesznie.
< Hope? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz