17 stycznia 2016

Od Enceladusa CD Hopeless

Mojej uwadze nie uszło, że lisica miała problemy podczas biegu. W napięciu śledziłem każde jej poczynanie, tak że prawie zdawałem się zlewać w jedno z jej odczuciami. W tym samym momencie kiedy ona odbiła się od ziemi, by poszybować wprost na przestraszonego bażanta, ja napiąłem wszystkie mięśnie i wystrzeliłem w jego stronę jak z procy. Moje łapy bezgłośnie płynęły po zaśnieżonym polu, przecinając chłodne powietrze. Kątem oka dostrzegłem, jak Hopeless traci równowagę i spada z łap, ale poświęciłem temu tylko ułamek sekundy. Odbiłem się z impetem od ziemi i pofrunąłem na ptaka, który nie zdążył jeszcze wystarczająco wysoko wznieść się w powietrze. W ostatniej chwili złapałem go za odnóże i pociągnąłem za sobą dół, jak bezwładny balonik. Położyłem na nim łapę i powoli, acz bezlitośnie przyciskałem ją do jego gardzieli. Szarpał się jakiś czas, ale zrezygnował, gdy wokół jego głowy śnieg zaczął nasiąkać intensywną czerwienią. Musiałem przedziurawić mu jakąś wnętrzność, trudno się mówi. Chwyciłem go kłami za skrzydło, które wcześniej udało samicy pozbawić sporego pęku piór. Hope siedziała w tym samym miejscu, w którym zaprzestała pogoni za swą już martwą ofiarą, łypiąc na mnie ukradkiem wnikliwym okiem. Podszedłem do niej z wolna, dumnie obnosząc się ze zdobyczą. Pochyliłem łeb, upuszczając bażanta pod łapami zdziwionej lisicy. Doprawdy wyszło bardziej oficjalnie, niż zamierzałem, co najmniej jakbym to ja się jej oddawał, a nie zwyczajnie podarowywał jej śniadanie.
- Smacznego – Mruknąłem, odszedłem parę kroków w stronę lasu i przysiadłem na tylnych łapach, tyłem do niej. Gdybym stał samicy nad głową, poczułaby się niezręcznie, a mi zależało na tym, żeby jak najszybciej zjadła mięso, bo wkrótce będę z nią musiał porozmawiać o łowach. Nie potrafię dokładnie powiedzieć, ile tak siedziałem, niezmordowanie wlepiając patrzały w melancholijne konary drzew, lecz w końcu usłyszałem za sobą chrzęst śniegu i cichy głos.
- Dziękuję za śniadanie – Kiedy odwróciłem się w jej stronę, opuściła wzrok na koniuszki swoich łap. Puściłem jej słowa mimo uszu.
- Nie możesz samodzielnie polować przez tych parę najbliższych dni, więc będziesz zmuszona kogoś prosić o cześć łupu. Możesz zawsze wspomnieć, iż masz nakaz od Alfy – To było dla niej najrozsądniejsze rozwiązanie. – Powinnaś też zwrócić się do Rubena, ponieważ zna się trochę na medycynie – Kontynuowałem nieśpiesznie.

< Hope? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz