Po ciężkim dniu pełnym polowań wróciłem do jaskini. Położyłem się na podłodze i wlepiłem swój wzrok w szaro-brązową ścianę nory. Po dłuższej chwili zasnąłem. Obudziłem się z wielkim bólem głowy. Nie wiedziałem gdzie jestem. Czy to był sen, czy może rzeczywistość. Rozejrzałem się. Po chwili przyszły do mnie dwa lisy. Rozmawiały coś między sobą. Mówiły coś, że jestem obrzydliwy itd. Spojrzałem na siebie. To niestety była prawda. Byłem cały we krwi. Rozejrzałem się. Wokół mnie były inne lisy, niektóre bardziej ranne, niektóre nieprzytomne, a inne... martwe... Zrobiło mi się niedobrze. Spojrzałem w prawo. Leżał tam lis, z tego samego stada co ja. Był nieprzytomny.
Dwa wcześniej wspomniane przeze mnie lisy otworzyły drzwi i zaczęli mnie gdzieś prowadzić. Po drodze robili wszystko, próbowali mnie przewrócić, gryźli i wiele innych. Miałem dość, a było tam za mało miejsca, aby ich zaatakować i zabić. Zaprowadzili mnie do jakiejś sali. Przypięli do czegoś i wszedł następny lis.
- Co robiłeś na terenie naszego stada? - zapytał poważnie.
- Chłopie, ja nie wiem o co chodzi. - odpowiedziałem nie zwracając na niego uwagi. Lis był ode mnie większy, ale szybko się denerwował.
- Nie udawaj! - zawołał. Policzył do trzech i wziął głęboki oddech, a potem wolno wypuścił powietrze pyskiem. - Dobra, zacznijmy od prostego pytania: Jak się nazywasz?
- Nie pamiętam. - odpowiedziałem. Chciałem się trochę z nim pobawić.
- Nie kłam! Wiem, że robisz mnie w konia! - zawołał wściekły.
- Dobra nazywam się Owlik. - odpowiedziałem z lekkim chichotem.
- Uwierz mi - zaczął. - nie chcesz mnie zdenerwować... - powiedział dosyć spokojnie, ale w jego oczach i tak widziałem furię. Zaczął chodzić w tą i z powrotem. Tak wyglądało całe przesłuchanie. W końcu lis, który widocznie był wyżej w hierarchii niż tamci kazał im mnie pobić. Dałem im to zrobić, tylko po to, żeby zaczęli obchodzić się ze mną trochę delikatniej i uśpić ich czujność. Znów wrzucili mnie do tej klatki. Lis, który był po mojej prawej stronie obudził się.
- Co ci jest?! - zawołał z przerażeniem.
- Znamy się? - zapytałem jakby nigdy nic lis.
- Tak, przecież jesteśmy w tym samym stadzie. - odpowiedział. Wtedy mi się przypomniało.
<Jakiś lis?>
Dwa wcześniej wspomniane przeze mnie lisy otworzyły drzwi i zaczęli mnie gdzieś prowadzić. Po drodze robili wszystko, próbowali mnie przewrócić, gryźli i wiele innych. Miałem dość, a było tam za mało miejsca, aby ich zaatakować i zabić. Zaprowadzili mnie do jakiejś sali. Przypięli do czegoś i wszedł następny lis.
- Co robiłeś na terenie naszego stada? - zapytał poważnie.
- Chłopie, ja nie wiem o co chodzi. - odpowiedziałem nie zwracając na niego uwagi. Lis był ode mnie większy, ale szybko się denerwował.
- Nie udawaj! - zawołał. Policzył do trzech i wziął głęboki oddech, a potem wolno wypuścił powietrze pyskiem. - Dobra, zacznijmy od prostego pytania: Jak się nazywasz?
- Nie pamiętam. - odpowiedziałem. Chciałem się trochę z nim pobawić.
- Nie kłam! Wiem, że robisz mnie w konia! - zawołał wściekły.
- Dobra nazywam się Owlik. - odpowiedziałem z lekkim chichotem.
- Uwierz mi - zaczął. - nie chcesz mnie zdenerwować... - powiedział dosyć spokojnie, ale w jego oczach i tak widziałem furię. Zaczął chodzić w tą i z powrotem. Tak wyglądało całe przesłuchanie. W końcu lis, który widocznie był wyżej w hierarchii niż tamci kazał im mnie pobić. Dałem im to zrobić, tylko po to, żeby zaczęli obchodzić się ze mną trochę delikatniej i uśpić ich czujność. Znów wrzucili mnie do tej klatki. Lis, który był po mojej prawej stronie obudził się.
- Co ci jest?! - zawołał z przerażeniem.
- Znamy się? - zapytałem jakby nigdy nic lis.
- Tak, przecież jesteśmy w tym samym stadzie. - odpowiedział. Wtedy mi się przypomniało.
<Jakiś lis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz