Wlazłem na jakieś drzewo, po czym wbiłem pazury w korę na gałęzi. Nie miałem lęku wysokości, ale nie czułem się zbyt pewnie łażąc tak wysoko po dość wąskich konarach. Moje miejsce było na ziemi. Posadziłem ogon na chropowatej powierzchni i zacząłem bacznie obserwować. Skrzydlaty lis, od jakiegoś czasu poruszający się po terytorium stada, wydawał się nie mieć konkretnego celu. Właściwie to tylko kręcił się dookoła, wyglądał na nieco zagubionego. Po jakichś dziesięciu minutach skakania z drzewa na drzewo i bezsensownego wodzenia wzrokiem za obcym, zeskoczyłem miękko na ziemię, kilka kroków przed nieznajomym. Niepewnie się zbliżył, po czym stanął bez ruchu, patrząc na mnie przenikliwie. Ziewnąłem szeroko, zamykając jedno oko, a drugim cały czas łypiąc na samca. Dziwny był. Taki smutny. No i skrzydlaty... jak dotąd miałem sposobność znajdować się w pobliżu jedynie wilków ze skrzydłami, ciekawie było zobaczyć wreszcie kogoś z własnego gatunku potrafiącego latać. Zmierzyłem go od łap po czubki uszu zaciekawionym spojrzeniem, czekają, aż coś powie. Kiedy żaden ruch z jego strony nie nadszedł, postanowiłem się odezwać.
-Kim jesteś? - zapytałem chłodno.
-Nazywam się Shi To Sei - odpowiedział lis, siadając.
Wielkie skrzydła, dotąd lekko rozpostarte, przylgnęły do jego grzbietu.
-Phase - przedstawiłem się, następnie skinąłem lekko łbem. - Znajdujesz się właśnie na terenach stada Enceladusa, więc jestem zmuszony dowiedzieć się, czego tu szukasz.
Mój głos brzmiał sucho, kiedy wypowiadałem ostatnie zdanie. Jeśli nie okaże się szpiegiem wroga, albo jakimś zabójcą na zlecenie, przejdziemy na milszy ton. Jak na razie jego wypowiedź również brzmiała zimno, gdy przedstawiał swoją sytuację. Wygląda na to, że muszę zaprowadzić go do Dus'a. Powinien być zadowolony z nowego członka.
< Shi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz