31 stycznia 2016

Od Enceladusa CD Suprise

Teraz wiem jak to jest paść ofiarą czyjegoś niezbyt udanego żartu. Swoją drogą gdy tylko znajdę źródło energii, które zasypało otwór, poddam je nowym technikom tortur. Zamknąłem dźwigające cały dzień powieki, ale nie na długo. Dobrze wiedziałem, że nie zasnę, bo nie przywykłem do dzielenia z kimś własnej nory. W przeciwnym kącie wnętrza usłyszałem ruch i sapnięcie, co kazało mi przypuszczać, iż Suprise także nie mogła zapaść w sen. Przewróciłem oczami w geście dezaprobaty, przyciskając się mocniej do skalnej ściany, aby zagłuszyć jej obecność własnymi myślami. Przez moją głowę nie przemknął tuzin zdań, kiedy zmorzyło mnie zmęczenie. Otwarłszy ślepia nad ranem, rozejrzałem się po jaskini, starając się zgromadzić sensowne spostrzeżenia. Mimo tego, że pomieszczenie było prawie zupełnie odcięte od głównego wywierzyska światła, przez szpary w ścianach przedostawały się nieśmiałe promyki wschodzącego słońca. Ułatwiało to dużo wydostanie się z pułapki. Podniosłem się z podłogi, tak by nie zasłaniać ,,latarenek”, ale wtedy z ciemności wyjrzała na mnie para błyszczących oczu. To trochę pogarszało moją sytuację, gdyż zapomniałem, że nie byłem tu sam.
- Czyli jesteśmy tu uwięzieni? – Jej zmartwiony głos przeciął mrok, tak że poczułem się nieswojo. Nie mogłem zobaczyć wyrazu jej pyska, ale pewnie perspektywa zostania tu ze mną dłużej cieszyła lisicę tak samo jak mnie. Ona również nie mogła ujrzeć paskudnego grymasu, który pojawił się na moich ustach. Ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła, moja droga. Zignorowałem pytanie, przechodząc obok niej i starając się dokładnie określić, w którym miejscu stoję. Zirytowany swoim położeniem, stworzyłem nad sobą płomień ognia, jakby świecy.
- Gdzieś tu powinno być… - Mruczałem pod nosem bardziej do siebie, niż do niej, macając łapami puste regały na książki. Zlewając się w jedno z tłem, atramentowa lisica przyglądała się mi w milczeniu. – mam! – Ucieszyłem się odszukawszy kamienne pokrętło, które zaraz potem przycisnąłem aż do oporu. Lita skała, tworząca jeszcze chwilę temu jedną z pionowych powierzchni wnętrza, odsunęła się z ponurym dźwiękiem tarcia kamieni, ukazując nam ziejący pustką otwór. Zbyt manierycznym ruchem odwróciłem się w stronę osłupiałej samicy.
- Panie przodem – Nic nie mogłem poradzić na to, że na mój pysk wstąpił szelmowski uśmiech. Suprise zawahała się zanim zrobiła krok do przodu.
- Gdzie to prowadzi? – Zapytała jak zwykle chuchając na zimno. Chyba nie podejrzewała mnie o to, że mógłbym ją tam wepchnąć, zostawić i skazać na śmierć głodową. Kuszące.
- Korytarz jest krótki, ale niestety dawno nieużywany, więc ciężko przewidzieć. Teoretycznie powinien stanowić wyjście ewakuacyjne – Wyjaśniłem kładąc nacisk na niektóre słowa. Do moich uszu dotarło pełne rezygnacji westchnienie, skapitulowała i weszła w nieprzeniknioną ciemność. Gdy tylko ruszyłem w jej ślady, wejście zatrzasnęło się za nami, jakby za wypowiedzeniem zaklęcia. Płomień nad moim łbem rzucał ciepłe światło na ciasną, wijącą się pod ziemią wnękę. Szedłem nieco przodem, odszukując w pamięci właściwą drogę. Moje oczy musiały być już przekrwione od wytężania wzroku. Nie potrafię określić ile tak maszerowaliśmy, gdy w pewnej chwili nie poczułem podłoża pod przednimi łapami. Chciałem się wycofać na krawędź, ale było już za późno i grawitacja ściągnęła mnie w duł głębokiego rowu. Upadłem boleśnie na ubitą ziemię, na domiar złego usłyszałem na górze przeraźliwy pisk, po czym ciało Suprise upadło plackiem prosto na mnie. Jęknąłem, nie próbując się nawet spod niej wydostać. Panika pojawiła się w ślepiach lisicy, gdy zdała sobie sprawę z tego, że na mnie leży. Odskoczyła prędko w bok, unikając mojego spojrzenia. Dźwignąłem się z trudem na łapy, sprawdzając czy niczego sobie nie złamałem.
- Spokojnie, i tak już razem spaliśmy, więc… - Przerwałem, bo zza najbliższego zakrętu wyglądało nie ulega wątpliwości, że dzienne światło. Paroma susami znalazłem się u wyjścia. Nareszcie byliśmy wolni.

< Suprise? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz