Rozpaczliwie szarpałam uwięzioną w sidłach łapą sprawiając jedynie, że metalowe kolce kłusowniczej pułapki jeszcze boleśniej wbijały się w moją skórę. Krzyczałam głośno łudząc się, że o tak wczesnej godzinie ktoś będzie w stanie usłyszeć mnie i przybyć z pomocą. Obudziłam się jeszcze przed wschodem słońca dręczona koszmarami, a gdy utwierdziłam się w przekonaniu, że przerażające wizje z przeszłości nie pozwolą mi już zasnąć postanowiłam zapolować. Po zwietrzeniu zająca rzuciłam się w pościg za moją zwierzyną, jednak przepełniona adrenaliną i rwącym głodem utrzymywanym już od kilku dni nie dostrzegłam ukrytej w zimowym puchu pułapki zastawionej przez jakiegoś człowieka. Jęknęłam cicho czując jak metal coraz głębiej rani moją przednią łapę. Właśnie w tym momencie przypomniałam sobie jak kiedyś pod postacią dziewczyny dostrzegłam łowczego na skraju lasu wyplątującego z sideł zakrwawione zwierze. Na jego ustach czaił się uśmiech, a ręce bez wahania zanurzały się w obryzganej krwią sierści. Nie zabijał z konieczności. Patrzenie na pozbawioną życia ofiarę sprawiało mu czystą satysfakcję. Dostrzegłam to w jego oczach gdy odwrócił głowę w moim kierunku. Pomachał mi wtedy z jeszcze szerszym uśmiechem. Gdyby dowiedział się, że równie dobrze to ja mogłabym bezwładnie zwisać przewieszona przez jego ramię w lisiej skórze nie zdobyłby się na taki gest. I teraz właśnie ja miałam podzielić tragiczny los tamtego zwierzęcia. Za jakiś czas zjawi się łowczy, a wtedy ja będę już martwa. Niemal pogodziłam się ze śmiercią kiedy spomiędzy krzaków wybiegł Enceladus. Odetchnęłam z ulgą czując jak po moim ciele rozchodzi się cudowna fala ulgi.
- Dziękuję - szepnęłam posyłając mu najradośniejszy uśmiech na jaki mogłam się zdobyć czując rozdzierający ból łapy.
(Enceladus?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz