17 stycznia 2016

Od Rubena CD Antilii

Po przespanej nocy moje siły zregenerowały się wystarczająco, abym mógł zużyć je wylizanie swoich ran. Musiałem tłumaczyć zdenerwowanemu władcy, dlaczego tak długo mnie nie było i co mnie tak sponiewierało. Nie czułbym się w porządku, gdybym nie powiedział mu prawdy, ale w rezultacie dał mi wspaniałomyślnie dzień wolny. Usiadłem przed swoją jaskinią i uniosłem łeb na pogodne niebo, przetaczając raz jeszcze moją wczorajszą rozmowę z Antilią.
,,- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co takiego?
- Dlaczego mnie uratowałeś?
- Ponieważ się przyjaźnimy.”
Zacisnąłem kły, z napięciem zastanawiając się, czy to co powiedziałem było rzeczywiście prawdą. Umysł śpiewnie przytakiwał, ale szybciej bijące w piersi serce na samą myśl o błękitnej wilczycy, zdawało się podważać wszystko, o czym do tej pory miałem pojęcie. Odruchowo zaakceptowałem myśl, że powinienem sprawdzić jak się czuje i zamiast iść na polowanie, byłem już w drodze do centrum watahy. Widziałem ptaki na gałęziach, przybrane w cieplejsze, kolorowe piórka, do celu prowadził mnie delikatny podmuch wiatru, który bawił się moim futrem. Leżący po obu stronach wydeptanej dróżki śnieg, przypominał jej strażników kłaniających się w pas każdemu przechodniowi. Nagle zacząłem dostrzegać rzeczy, na które normalnie nie zwróciłbym uwagi. To jakiś znak? Nie znalazłem jednak Antilii w pustej jaskini medyków, a natknąłem się na nią dalej.
- Witaj – Mój głos lekko zadrżał.
- Ruben! – Uśmiechnęła się promiennie na mój widok i podeszła bliżej, choć widać było, że jest słaba.
- Przyjęli cię do watahy? – Zapytałem, unosząc z zaciekawieniem długie uszy. Po prawdzie chyba nie musiałem się pytać, bo jej mina mówiła sama za siebie.

< Antilia? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz