Nie mogłam powstrzymać głupawego rechotu będącego reakcją na propozycję lisicy. Widząc jej zaskoczone spojrzenie powstrzymałam się pospiesznie.
- Pewnie już zauważyłaś, że nie jestem perfekcjonistką. Wręcz przeciwnie zupełnie nic mi nie wychodzi - zaczęłam moje wyjaśnienia - Mówię zwykle coś niewłaściwego, psuję moje relacje z... kimkolwiek. Przez własne błędy prawie zginęłam co może byłoby lepszym rozwiązaniem, jednak żyję i śpiewanie idzie mi równie źle, jak wszystko inne. Wiem, że to brzmi jakbym się użalała, ale tak nie jest. Mój życiowy pech nie sprawia, że tracę nadzieję na poprawę, a przynajmniej na razie tak jest.
Liselotte wyglądała jakby miała ochotę coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam jej dojść do słowa. Moja nadmierna gadatliwość dawała się we znaki.
- A tak w ogóle to naprawdę ładnie śpiewasz i nie wiem kto naopowiadał ci bzdur o tym, że brzydko śpiewasz - uśmiechnęłam się - I nie mówię tego żebyś poczuła się lepiej. To prawda.
Przez chwilę moja towarzyszka wyprawy górskiej milczała bez wyrazu wpatrując się przed siebie. Pospiesznie przebierałam łapami starając się dotrzymać jej długiego, wyniosłego kroku.
- Wiesz trudno jest w ciągu jednej chwili zmienić zdanie - stwierdziła w końcu - Kiedy przez całe dotychczasowe życie coś ci wmawiano. Można też wmawiać coś sobie samemu. Być może właśnie tak robiłaś to ty. Przecież nie jest z tobą tak źle jak twierdzisz. Gdybyś próbowała zmienić zdanie na swój temat, może cała sytuacja nabrałaby innego światła?
- Nie mówiłabyś tak gdybyś spędzała ze mną cały dzień - parsknęłam - Wtedy zobaczyłabyś, że mój pech nie jest kwestią wymysłu.
Lia znów zamilkła, a ja nie byłam pewna czy nie chce się ze mną kłócić i dalej uważa tak samo czy może zmieniła zdanie. Już chciałam zacząć nowy temat kiedy przed nami rozciągnął się widok na góry w pełnej ich okazałości. Widok lśniącego w pełnym słońcu śniegu na stromych skałach sprawił, że moje serce zatrzymało się na chwilę po czym zaczęło wybijać szybszy rytm. To było piękne.
Liselotte?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz