Wstałam skoro świt, a słońce odprowadzało mnie świetlistymi promieniami wzdłuż skraju lasu. Westchnęłam cicho i obejrzałam się za siebie. Miałam tam nieskazitelnie biały śnieg błyszczący jak tysiąc malutkich kropelek rosy na pajęczynie, czy też małe diamenciki lśniące w świetle poranka. Wiatr delikatnie muskał moje rude futro i szczypał mróz. Pod łapami czułam chłód, chodź nie miało to i tak większego znaczenia. Śnieg po roztopieniu stawał się wodą, a woda była moim żywiołem i nie miałoby to sensu, gdybym przed nią uciekała.
Wydałam z siebie gardłowy pomruk i dalej brnęłam w śniegu zakrywając swe ślady puszystym ogonem pokrytym szronem. Wreszcie westchnęłam i złapałam powietrze w płuca. Nagle moje skupienie przerwała malutka stróżka zapachu, prawie niewidoczna. Słaba i niewyraźna, ale świeża. Wilcza. Syknęłam i szybkim susem doskoczyłam prosto w większe kłębowisko owego zapachu. Zniżyłam nos ku ziemi i wtargnęłam prosto do lasu. W dalszym ciągu był dość daleko ode mnie, ale zapach był mocniejszy i mogłam na spokojnie wyśledzić miejsce, w którym się znajduje.
Po jakimś czasie nastroszyłam futro i zerknęłam na czarnego wilka z pewnym rodzajem uśmiechu na ustach.
- Dzień dobry. - rozluźniłam mięśnie, lecz nadal przygotowana byłam na atak, lub cokolwiek w tymże rodzaju.
- Witaj. - odparł pewny siebie.
- No to ten.. co tu robisz? - zagadnęłam szorstko.
<Eternal? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz