Zawsze byłem, że tak powiem psychicznym szczeniakiem. Zachowywałem się baaaardzo dziecinnie jak na szczeniaka, ale wtedy moim rodzicom wydawało się to normalne. Po pewnym czasie, kiedy miałem rok, zorientowali się, ż zamiast stawać się dojrzalszym staję się coraz bardziej dziecinni. Byli Alfami więc mogli zrobić co chcieli ze mną, ale wykorzystali podstęp. Kazali mi wybrać się na polowanie, a kiedy wróciłem nie było już ich. Wataha gdzieś zniknęła i zostałem sam. Jednak nie przejąłem się tym zbytnio. Nadal cieszyłem się życiem i każdą chwilą spędzoną w jakim kolwiek uczuciu, cieszyłem się nawet jak byłem ranny czy coś mnie bolało. Matka zawsze powtarzała: "Jeżeli czujesz ból to znaczy, że żyjesz. Jeżeli nie, to znaczy, że powoli umierasz". Te słowa na zawsze utkwiły mi w pamięci. Po połowie roku wciąż nie opuszczałem rodzinnych stron.
Nigdy nie zapomnę tego dnia... Wszystko zaczęło płonąć, a ja uciekałem przed buchającymi płomieniami dzikiego ognia. Uderzyłem w coś i straciłem przytomność. Obudziłem się w... ludzkim domu? Tak, tam pachniało okropnie! Spalenizną i w ogóle. Poczułem woń jakiegoś zwierzęcia, natychmiast zacząłem szczekać i warczeć dookoła, choć nikogo prócz mnie nie widziałem. Wtedy jakieś przerośnięte i grube coś wpadło do pokoju, coś jakby wilk... ale.... grube? Szybko się uciszyłem.
- Kim jesteś? - zapytało stworzenie.
- Wilkiem. - odparłem. Powąchałem powietrze, strasznie od niego śmierdziało. - Pf... Ty tak jedziesz? - zapytałem zdziwiony zakrywając nos. Powąchał siebie urażony.
- Jestem psem. Co tu robisz? - zapytał. Nie wiedziałem jeszcze co to pies, ale mniejsza z tym.
- Sam nie wiem, pomożesz mi uciec? - zapytałem.
- Po co uciekać?! Masz tutaj żarcie za darmo i ludzie Cię tu rozpieszczają! Jak byś był królem, albo... Bogiem!
- Chcę być wolny, a nie tkwić tu i nie mieć przygód. - odpowiedziałem i zeskoczyłem z łóżka. Szybko udałem się w kierunku wyjścia i wybiegłem. Pierwszym miejscem gdzie pobiegłem był oczywiście las. Tam też zostałem i w wieku 2 lat postanowiłem założyć watahę.
Nigdy nie zapomnę tego dnia... Wszystko zaczęło płonąć, a ja uciekałem przed buchającymi płomieniami dzikiego ognia. Uderzyłem w coś i straciłem przytomność. Obudziłem się w... ludzkim domu? Tak, tam pachniało okropnie! Spalenizną i w ogóle. Poczułem woń jakiegoś zwierzęcia, natychmiast zacząłem szczekać i warczeć dookoła, choć nikogo prócz mnie nie widziałem. Wtedy jakieś przerośnięte i grube coś wpadło do pokoju, coś jakby wilk... ale.... grube? Szybko się uciszyłem.
- Kim jesteś? - zapytało stworzenie.
- Wilkiem. - odparłem. Powąchałem powietrze, strasznie od niego śmierdziało. - Pf... Ty tak jedziesz? - zapytałem zdziwiony zakrywając nos. Powąchał siebie urażony.
- Jestem psem. Co tu robisz? - zapytał. Nie wiedziałem jeszcze co to pies, ale mniejsza z tym.
- Sam nie wiem, pomożesz mi uciec? - zapytałem.
- Po co uciekać?! Masz tutaj żarcie za darmo i ludzie Cię tu rozpieszczają! Jak byś był królem, albo... Bogiem!
- Chcę być wolny, a nie tkwić tu i nie mieć przygód. - odpowiedziałem i zeskoczyłem z łóżka. Szybko udałem się w kierunku wyjścia i wybiegłem. Pierwszym miejscem gdzie pobiegłem był oczywiście las. Tam też zostałem i w wieku 2 lat postanowiłem założyć watahę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz