Przeciskałam się przez tłum ludzi trącających mnie łokciami lub wpadających na mnie pod czas tańca do rytmicznej muzyki wprawiającej w drżenie szklanki z napojami postawionymi na blacie baru przy ścianie ogromnego pomieszczenia. Z obrzydzeniem odepchnęłam jakąś dziewczynę zbyt pochłoniętą oczarowywaniem tańczącego przed nią chłopaka. Obciągnęłam szary T-Shirt, który miałam na sobie z niezadowoleniem mierząc ubranie odsłaniające pokryte błyszczącymi w neonowym świetle reflektorów kropelkami potu ramiona oraz brzuch dziewczyny. W całym pomieszczeniu śmierdziało ludźmi jak ona i nie chodzi mi o pot czy odór alkoholu wydobywający się z ust. To był najbardziej śmierdzący zapach człowieka, który był w stanie wyczuć tylko ktoś kto, tak jak ja nie do końca był człowiekiem. Zapach ten przywodził na myśl jacy są ludzie. Zatracają się w samo-uśmiercającym zapomnieniu, myśląc, że głośna muzyka zagłuszy ich smutki. Za każdym razem po spędzonym w ten sposób wieczorze żałują zamiast czuć się lepiej, jak tego pragnęli.
W końcu przepchałam się do wyjścia gwałtownie otwierając drzwi. Zatrzasnęłam je za sobą ucinając szmer rozmów i dudnienie wydobywające się z głośników. Odetchnęłam głęboko nocnym powietrzem po czym truchtem ruszyłam w stronę wysokich cieni zdających się być jeszcze czarniejsze niż ciemność nocy. Jedynie las mógł stać się miejscem w którym to ja będę w stanie zapomnieć o problemach ludzkiego istnienia. Przyśpieszyłam skręcając w ślepą uliczkę zakończoną metalową bramą oddzielającą miasteczko od głębi lasu. Zatrzymałam się chwytając za pręty pokryte chłodnym szronem. Obejrzałam się za siebie sprawdzając czy w ciemności nie czai się czyjś wzrok. Gdy upewniłam się, że jestem sama schyliłam się i otwarłam drewnianą klapę w chodniku ledwo widoczną między kamiennymi płytami. Był to mały schowek w którym zostawiam zwykle moje ubrania oraz przechowywałam pieniądze niezbędne do przeżycia pod postacią człowieka. Szybko ściągnęłam z siebie ubranie i drżąc z zimna wepchnęłam je do schowka zamykając klapę. Chłód przestałam czuć gdy zmieniłam się i przebiegłam między prętami w stronę lasu. Od dawna nie byłam lisem, a teraz gdy w końcu znalazłam się w mojej zwierzęcej postaci odniosłam wrażenie, że już nigdy nie powinnam się zmieniać.
Biegłam długimi godzinami, aż do wschodu słońca. Kiedy ciepłe promienie zaczęły ogrzewać moje mokre futro odnalazłam to czego szukałam. Dołączyłam do stada mając nadzieję, że będzie w nim ktoś kogo obecności w moim życiu tak bardzo pragnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz