31 grudnia 2015

Od Enceladusa CD Hopeless

Instynktownie zajrzałem jej głębiej w te magnetyczne ślepia o barwie spienionej kawy, ale nie cofnęła się, mimo że jej zdeprymowanie było wręcz namacalne. Niespodziewanie wybuchnąłem przytłumionym rechotem, który w najlepszym wypadku mógłby uchodzić za obłąkańczy. Zdziwiona samica lekko uniosła łeb, tak że nie czułem już jej oddechu na pysku. Spokój, Dus, nie rób wiochy. Podniosłem się powoli z ziemi, więc ona następstwem chwili zsunęła się delikatnie z mojego ciała. W inny sposób bym się jej nie pozbył. A nie ucieknę się do brutalnych środków, choć mógłbym, bo nie chcę uchodzić za wiarołomnego. Uśmiechnąłem zuchwale, odsłaniając kły. Nie chciałem jej przestraszyć, tak jakoś samo wyszło. Czasami nie panuję nad swoimi uśmiechami, sądzę jednak, że czyni mnie to jeszcze bardziej interesującą postacią.
- Bo jeszcze mi się to spodoba - Rzuciłem na odchodne i skoczyłem w najbliższe krzaki. Czując jak niskie gałązki leśnej borówki łaskoczą mnie w brzuch, przemierzałem las eleganckimi ruchami. Łapy stawiałem robiąc duże kroki, które wcale nie były szybkie. Nie zamierzałem się śpieszyć, nie miałem też po co. Brązowa lisica będzie się musiała obejść beze mnie, gdyż zawsze stawiam na swoim. Głowę zaprzątnąłem sobie myślami o hierarchii i znowu powróciło to mdlące uczucie o braku kontroli nad nią. Dwaj nowi samce trochę wyrównują straty, które pierw pokładałem w samicach. Rozmyślanie o tym było nużące, ale należało do obowiązków władcy. Nagle kątem oka zobaczyłem jakiś ruch, poczym z wściekłością zwróciłem łepetynę w tamtą stronę, będąc przeświadczonym, że to znowu ta samica. Nie umiałem wytłumaczyć fali ulgi, a jednocześnie rozczarowania, które zalały moje wnętrze, kiedy spostrzegłem, że to tylko inny rudy lis grzebiący w ściółce. Podszedłem do niego i odchrząknąłem, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Gwałtownie okręcił łeb w okół własnej osi, by wzrok mógł spocząć na mnie i postawił z zaciekawieniem uszy.
- Foxy, tak? - Nie musiałem się pytać, gdyż doskonale znałem każdego ze swych wiernych poddanych, ale trzeba było jakoś zagaić rozmowę, a bez tego ani rusz. Usiadł i przekrzywił głowę, jakby zastanawiając się czy jestem godny jego odpowiedzi. Wstrząsnęło to mną do żywego, lecz nadal stałem przed nim niewzruszony i stałbym tak aż do skończenia świata, gdyby się nie odezwał.
- Alfa? - Zapytał przeciągle bądź co bądź chętniejszy już do rozmowy. - No tak, Foxy jestem - Potwierdził nie czekając na to, czy mam coś do powiedzenia. Nie miałem.
- Byłbyś tak miły i zechciał wybrać sobie stanowisko? - Zamierzałem podejść go na uprzejmość, co nie było moją najmocniejszą stroną.
- Chyba muszę, prawda? - Parsknął zadowolony ze swojego żartu. Ano, musisz, bo inaczej wykorzystam cię jako przynęta na wilki. Wymusiłem uśmiech, który zdecydowanie bardziej podchodził pod krzywy grymas. Lis najwyraźniej tego nie spostrzegł, bo nadal wlepiał we mnie te swoje okrągłe, przyjazne ślepia.
- Jest kilka wolnych potrzebnych stanowisk, które mógłbym ci zaproponować - To nie do końca regulaminowe, ale... samiec już zamienił się w słuch. - Cóż, a więc mógłbyś się sprawdzić jako zwiadowca, ogrodnik lub alchemik - Wymieniłem z pamięci kilka pierwszych lepszych rang.
- Alchemik! Mógłbym zostać alchemikiem? - Odezwał się niemal natychmiast i machnął ogonem na boki.
- Oczywiście, że tak - Mruknąłem szczerze uradowany faktem, że tak szybko się zdecydował. - Muszę cię tylko zapoznać z paroma sprawami. Może nad jeziorem? - Zaproponowałem i jak to miałem w zwyczaju, sam z siebie skierowałem kroki nad leśną wodę, w żadnym wypadku nie czekając na jego zgodę. Już po chwili mój towarzysz zrównał ze mną krok. Na miejsce dotarliśmy prędzej, niż się tego spodziewałem. Krótko po usadzeniu się na trawie moje uszy wyłapały jakiś obcy dźwięk, a następnie wzrok zarejestrował obecność brązowej lisicy. Nim zorientowałem się, co robię już przedstawiałem ich sobie ze złośliwym uśmieszkiem.
- Hopeless to Foxy - Sprawdziłem reakcję samicy, stojącej po mojej lewej stronie. - Foxy oto moja... egh, znajoma, Hopeless - Kontynuowałem niskim głosem, mając radochę z tego, jak rudy lis tonął w niej oczami. - Obowiązki mnie wzywają. A, Foxy, znajdź mnie później to porozmawiamy - Poleciłem mu i oddaliłem się od nich. Nie zamierzałem w to wnikać, ale przynajmniej będę miał chwilę na odpoczynek.

< Hopeless? Foxy? jeszcze mi podziękujecie ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz