24 grudnia 2015

Od Hopeless CD Enceladusa

Z ulgą zauważyłam jak Alfa oddala się od nas po czym znika w gęstwinie drzew. Poczułam się jakby nagle ostre pazury Dantego - Alfy z moich koszmarnych wspomnień - odsunęły się od mojego gardła zezwalając mi na swobodny oddech. W obecności Enceladusa brakowało mi tchu, a pod ostrym spojrzeniem jego jasnych oczu mięśnie spinały się boleśnie.
- Chciałabyś żebyśmy zwiedziły te tereny razem? - zagadnęłam Liselotte najweselszym tonem jaki potrafiłam z siebie wydobyć, a przy tym posyłając jej szeroki uśmiech.
- Zwiedzaj sama - poradziła mi samica odwracając się zgrabnie i odchodząc. Przez parę sekund wahałam się pomiędzy posłuchaniem jej, a dotrzymaniem jej towarzystwa, ale w końcu potrzeba spędzania czasu w towarzystwie kogokolwiek okazała się silniejsza i potruchtałam do niej.
- Mimo wszystko wolałabym zwiedzać z tobą - powiedziałam dotrzymując jej szybkiego kroku wyraźnie czułam, że nie ma ochoty na moją obecność, ale nie zamierzałam samotnie przemierzać najpewniej rozległych terenów stada. Jako człowiek lubiłam samotność, jednak będąc lisem odczuwałam niemal fizyczny ból zostając sama. Potrzebowałam żeby ktoś był przy mnie nawet gdy wprost emanował niechęcią do mnie, tak jak Liselotte teraz.
- To masz problem bo ja nie chcę robić czegokolwiek w twoim towarzystwie - odparła nawet na mnie nie patrząc. Przyśpieszyła bardziej poruszając się długimi, płynnymi ruchami, a ja nie mając tak zwinnych łap jak ona musiałam wyglądać co najmniej żałośnie próbując dotrzymać jej kroku. Przypuszczam, że żadna z nas nie wiedziała w jakim kierunku zmierzamy, a jednak od lisicy biła wielka pewność siebie i gdybym tylko nie zdawała sobie sprawy z tego, że ona, tak jak ja, jest tu nowa pomyślałabym, że zna wszystkie ścieżki na pamięć.
Przez chwilę szłyśmy w ciszy przerywanej jedynie odległym nawoływaniem kruka. Już myślałam, że Liselotte zaakceptowała moją obecność i mogę zacząć nawiązywać rozmowę lecz właśnie gdy zastanawiałam się nad tym jaki temat mogłabym poruszyć lisica odwróciła się do mnie gwałtownie.
- Możesz wreszcie sobie iść?! - wydała z siebie ostre szczeknięcie świadczące o tym jak bardzo jest zła - Powiedziałam ci już, że nie chcę z tobą zwiedzać terenów więc daj mi łaskawie święty spokój!
- Czemu tak krzyczycie na moim terenie - podszedł do nas wilk i chodź nie wyglądał groźnie cofnęłam się kilka kroków. Pierwszy ras w życiu znalazłam się w pobliżu wilka i nie czułam się teraz zbyt komfortowo.
- Nie wiedziałyśmy, że to twoje tereny - wyjaśniłam szybko przypominając sobie o przestrodze Enceladusa.
- Jesteśmy tu nowe - dodała Liselotte. Jej ton w przeciwieństwie do mojego był opanowany i spokojny.
- To zupełnie nie usprawiedliwia waszej obecności tutaj - mruknął nieprzyjaźnie. Wydawało mi się, że dla innych wilków zarezerwował sobie zupełnie inny ton, jednak jego niechęć do lisów sprawiała, że wydawał się być groźny.
- Ale my już sobie idziemy, a jak znikniemy będziesz miał problem z głowy - stwierdziła Liselotte i nie czekając na odpowiedź wilka odbiegła szybkimi susami w przeciwnym kierunku. Posłałam wilkowi przepraszający uśmiech nie zapominając o tym, że mimo wszystko powinnam być miła po czym również odbiegłam jak najszybciej potrafiłam. Pędziłam przed siebie przez dłuższą chwilę, a gdy wyczułam znajomy zapach upewniający mnie w przekonaniu, że znajduję się na terenach stada zwolniłam nieco. Nie zdążyłam całkowicie się zatrzymać gdyż wraz ze słabnącą siłą rozpędu straciłam równowagę i runęłam na pokrytą mchem ziemię przetaczając się po niej kilkakrotnie. Takie rzeczy zdarzały mi się raczej często, więc nie przejęłam się zbytnio sierścią w którą zaplątały się gałązki mchu i bolącą łapą. Podniosłam się szybko i wszystko byłoby dobrze gdybym nie usłyszała tuż przy uchu drwiącego śmiechu. Odwróciłam się gwałtownie odskakując od Enceladusa.

(Enceladus?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz