Obudziłam się nie zdając sobie sprawy gdzie się znajduję. Miejsce w którym spałam było niedużą jaskinią ze szczeliną w sklepieniu wpuszczającą poranne światło. Leżałam na posłaniu z liści, sosnowych gałązek i mchu, które jak sobie przypomniałam udało mi się poprzedniego dnia zrobić. Po odnalezieniu mojej groty zajęłam się jej uprzątnięciem co nie obyło się bez zadrapania na łopatce i jeszcze mocniej obitej łapy na którą wcześniej się wywróciłam. Jednak to wszystko było warte efektu jaki prezentował teraz mój nowy dom.
Podniosłam się i wyszłam na zewnątrz mrużąc oczy w ostrym świetle zimowego poranka. Dzień był wyjątkowo słoneczny, a leżący gdzieniegdzie śnieg skrzył się pięknie. Nie mogłam doczekać się aż trzeszczący pod moimi łapami szron zostanie przykryty przez śnieg. Myśląc o wirujących w około płatkach śniegu przypomniała mi się moja ostatnia zima spędzona pod postacią człowieka. Ludzie mają takie święto nazywane "Bożym Narodzeniem" pod czas którego porzucają swój naturalny egoizm dając innym prezenty i spędzając czas z przyjaciółmi i rodziną. Dekorują wywiezioną z lasu choinkę jarzącymi się na różne kolory światełkami i błyszczącymi kulami czyli bombkami. Wszystko było tak ciepłe i kolorowe, a jednak wiedziałam, że lepiej będę świętować to ludzkie święto w spokojniej bieli pod postacią lisa.
Truchtem ruszyłam przez las rozglądając się w poszukiwaniu zwierzyny. Poprzedniego dnia nic nie jadłam i teraz głód zaczął nieco mi doskwierać. Gdy dotarłam na tereny łowieckie zatrzymałam się gwałtownie nasłuchując. Przez kilka chwil siedziałam nieruchomo wyostrzając zmysły i starając się wyczuć gdzie mogłoby się znajdować moje ewentualne śniadanie. Do moich rozedrganych uszu dotarł delikatny szelest. Bezszelestnie podniosłam się i ruszyłam w kierunku mojej ofiary. Kiedy wyczułam jej obecności za krzakami naprężyłam mięśnie i przeskoczyłam ciernie atakując znajdujące się za nimi zwierzę. Zamiast jednak naskoczyć na moją ofiarę spadłam tuż obok niej. Oszołomiona rozejrzałam się dookoła po czym zauważyłam przyglądającą się mi Liselotte. Wyraz jej pyszczka wyrażał skrajne zdumienie, a ja mogłam być pewna, że gdy tylko zaskoczenie ją opuści lisica będzie na mnie zła.
(Liselotte?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz