-Jestem Liselotte, Piesiu -przedstawiłam się, wymuszając uśmiech.
Ruben spojrzał na mnie lekko ze zdziwieniem, jakby nie do końca skojarzył, czemu został przeze mnie ochrzczony "Piesiem".
-Miło mi - ukłonił się.
Przewróciłam ostentacyjnie oczami. Spodziewałam się, że zaraz zacznie za mną biec, prosząc o udzielenie odpowiedzi, i nie omyliłam się. Westchnęłam i zacisnęłam zęby, żeby nie wybuchnąć gniewem i potokiem przekleństw, naturalnie pod adresem "mojego nowego przyjaciela dżentelmena".
Myślałam, że będzie ze mną szedł aż do jaskini, upewniając się przy okazji czy nic mi nie jest, ale coś przerwało nam marsz. Raczej nie coś, tylko ktoś.
-Wilki -jęknęłam, na widok sporej grupki zmierzającej w naszą stronę. -Tylko tego nam brakowało.
-Co jest? -Ruben spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. -Chyba nas nie zaatakują, nie?
Zarumieniłam się.
-Powiedzmy, że... Ostatnio nie mam z nimi najlepszych kontaktów. -Uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Rozumiem.... -westchnął. - O co poszło?
Nie miałam czasu, by odpowiedzieć, bo jeden z wilków krzyknął:
-Ej, zobaczcie, ktoś wyrzucił mięso armatnie!
Salwa śmiechu. Poczułam, że długo nie wytrzymam tych obelg.
-Oo! Zobaczcie, kto nas zaszczycił? Czyżby to nasza Atenka we własnej osobie? To ty jeszcze żyjesz po naszym ostatnim spotkaniu? -Uśmiechnął się szyderczo.
Warknęłam i zjeżyłam się niczym pantera. Efekt musiał jednak daleko odbiegać od tego szlachetnego zwierzęcia, po wrogie wilki parsknęły śmiechem.
-I to coś nazywają boginią mądrości i wojny? -odezwał się znów.
-Lepiej uważaj bo zaraz pokażę Ci dlaczego! -warknęłam, zaczynając cicho a kończąc niemal krzykiem.
Ruszyłam na wrogie wilki, ale Ruben złapał mnie, mówiąc:
-Odpuść. Nie warto walczyć z przeciwnikami, którzy potrafią tylko rozzłościć.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Nie spodziewałam się po nim takiego głosu rozsądku.
(Ruben? Jak wyszło spotkanie? :3 )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz