30 grudnia 2015

Od Foxy'ego CD Phase'a

Samiec położył się. Zupełnie zapomniałem jak to jest siedzieć, lub leżeć. Od zawsze stałem, biegałem i uciekłem. Bez zamiaru ciągnięcia dalej tej rozmowy zacząłem odchodzić.
- Muszę iść, nie przywykłem do rozmów. - rzuciłem przez ramię. Phase powiedział coś cicho. Pewnie powiedział "ok", albo coś takiego. Wróciłem do nory zapominając o głodzie. Tak sobie pomyślałem, że mógłbym im bawić szczeniaki, poddałbym się tylko lekkiej naprawie zewnętrznej i już. Środek nie jest ważny, ja się nie psuje. Po dłuższej ciszy nie sądziłem, że bycie lisem jest takie... beznadziejne? Wolę już tam straszyć jak debil biegajac w tą i spowrotem. Szczerze? Chyba prędzej wrócę do reszty niż co kolwiek tu zrobię.
Wciąż stałem w bezruchu w norze. Wtedy usłyszałem szelest. Po chwili z krzaków wychylił się znajomy mi łebek. Był to Phase. Podeszłem do niego.
- Witaj panie robot. - powiedział zauwarzając mnie.
- Ciszej! - szepnąłem głośno. - Nikt o tym ma się nie dowiedzieć, ok? A zwłaszcza Ci ciekawscy. - dodałem.
- Dobra. - powiedział bezinteresownie. Zupełnie tak, jakby nic nie słyszał. Nastała cisza. Lis wyszedł z krzaków i usiadł Przede mną.
- Niedługo idę z lasu. - oznajmiłem.
- Gdzie? - zapytał.
- Do... - zacząłem się, bo nie wiedziałem co mam dalej powiedzieć. - domu. - dodałem.
- Będą tam Ci twoi przyjaciele? - zapytał znów tonem niedowiarka.
- Tak. - odparłem.
- To idę z tobą. - powiedział.
- Lepiej nie, bo muszę iść o takiego niedźwiedzia. - powiedziałem. Śmiać mu się chciało jak mu to powiedziałem. - Jest taki jak ja. Tylko mniej... zniszczony.

<Phase?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz