Otworzyłem
ciężkie powieki. Pewnie najpierw zastanowiłbym się dlaczego były takie ciężkie,
ale coś mokrego i lodowatego wpadło mi się do oczu, które natychmiast zaczęły
łzawić. Wstałem nagle i wygrzebałem się z zaspy śniegu. Znowu zasnąłem gdzie
popadnie i na własnej skórze odczułem tego skutki. Z pochmurnego nieba sypała
się kredowa zasłona, prawie uniemożliwiając mi sięgnięcie wzrokiem dalej niż na
dziesięć kroków. Strzepnąłem z siebie płatki śniegu, po których za parę dni nie
będzie pewnie śladu. Na dobrą sprawę dziś powinienem zrobić sobie dzień
odpoczynku. Upolowanie czegoś do zjedzenia poleciłem temu nowemu… Jak mu było?
W jego oczach błyszczały nietypowe iskry jasno dające mi do zrozumienia, że
samiec zrobi wszystko, co tylko zechcę. Obdarzyłem okoliczne drzewa szerokim,
władczym uśmiechem i ruszyłem do swojej jaskini. Po drodze rozważałem tylko czy
od razu pójść spać, czy trochę z tym poczekać. Pierwszy pomysł nie był wcale
takie głupi, ale od rana chodziło mi po łepetynie coś innego. Poruszyłem trójkątnymi
uszami, przypominając sobie, że nie ustaliłem jeszcze hierarchii wśród moich
poddanych. Lisice zrobię opiekunkami, a ten ciołek niech się cieszy, że nie
zostanie przynętą na niedźwiedzie. Moje źrenice zwęziły się z irytacją na myśl
o tym, iż nie mogę im wybrać rang. To jedyna rzecz, według prawa, gdzie nie są
zależni ode mnie. Wtem poczułem na swoim ciele bolesne uderzenie i runąłem z
łap wprost na śnieżną wydmę, która dzięki Bogu jakoś złagodziła upadek. Nie
wiem co za cielę postanowiło na mnie wpaść. Atramentowa lisica leżała na mnie,
gwałtownie łapiąc powietrze w płuca. Uniosłem się i strząsnąłem ją z siebie,
jak warstwę niechcianego kurzu, na który byłem uczulony. W zasadzie nigdy nic
nie zwiastowało, jakobym kiedykolwiek miał być uczulony na brud, ale to ładnie
brzmi. Przyjrzałem się stojącej przede mną samicy z góry, choć była mniej
więcej mojego wzrostu. Taki nawyk, soł… Zdecydowanie czuła do mnie respekt, ale
nic więcej. Pałała jakąś chorą dawką optymizmu i potrzebą towarzystwa, nie była
natomiast onieśmielona, tak jak większość w moim towarzystwie. Przyjrzałem jej
się zdumiony spod uniesionej brwi.
- Wybacz, że
tak na ciebie wpadłam – Miała choć odrobinę taktu i nieznacznie spuściła spojrzenie
na swoje łapy. Przywykłem. Odchrząknąłem teatralnie i uniosłem pysk, patrząc ponad
nią. Niemożliwe, że nie zauważyłem, gdy się zbliżała. Musiała użyć jakiejś
mocy.
- Zlekceważę
to – Położyłem ostrzegawczo uszy. – Kim jesteś? – Przerwałem jej, kiedy już
otworzyła pyszczek by mi odpowiedzieć.
<
Suprise? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz