27 grudnia 2015

Od Enceladusa

Otworzyłem ciężkie powieki. Pewnie najpierw zastanowiłbym się dlaczego były takie ciężkie, ale coś mokrego i lodowatego wpadło mi się do oczu, które natychmiast zaczęły łzawić. Wstałem nagle i wygrzebałem się z zaspy śniegu. Znowu zasnąłem gdzie popadnie i na własnej skórze odczułem tego skutki. Z pochmurnego nieba sypała się kredowa zasłona, prawie uniemożliwiając mi sięgnięcie wzrokiem dalej niż na dziesięć kroków. Strzepnąłem z siebie płatki śniegu, po których za parę dni nie będzie pewnie śladu. Na dobrą sprawę dziś powinienem zrobić sobie dzień odpoczynku. Upolowanie czegoś do zjedzenia poleciłem temu nowemu… Jak mu było? W jego oczach błyszczały nietypowe iskry jasno dające mi do zrozumienia, że samiec zrobi wszystko, co tylko zechcę. Obdarzyłem okoliczne drzewa szerokim, władczym uśmiechem i ruszyłem do swojej jaskini. Po drodze rozważałem tylko czy od razu pójść spać, czy trochę z tym poczekać. Pierwszy pomysł nie był wcale takie głupi, ale od rana chodziło mi po łepetynie coś innego. Poruszyłem trójkątnymi uszami, przypominając sobie, że nie ustaliłem jeszcze hierarchii wśród moich poddanych. Lisice zrobię opiekunkami, a ten ciołek niech się cieszy, że nie zostanie przynętą na niedźwiedzie. Moje źrenice zwęziły się z irytacją na myśl o tym, iż nie mogę im wybrać rang. To jedyna rzecz, według prawa, gdzie nie są zależni ode mnie. Wtem poczułem na swoim ciele bolesne uderzenie i runąłem z łap wprost na śnieżną wydmę, która dzięki Bogu jakoś złagodziła upadek. Nie wiem co za cielę postanowiło na mnie wpaść. Atramentowa lisica leżała na mnie, gwałtownie łapiąc powietrze w płuca. Uniosłem się i strząsnąłem ją z siebie, jak warstwę niechcianego kurzu, na który byłem uczulony. W zasadzie nigdy nic nie zwiastowało, jakobym kiedykolwiek miał być uczulony na brud, ale to ładnie brzmi. Przyjrzałem się stojącej przede mną samicy z góry, choć była mniej więcej mojego wzrostu. Taki nawyk, soł… Zdecydowanie czuła do mnie respekt, ale nic więcej. Pałała jakąś chorą dawką optymizmu i potrzebą towarzystwa, nie była natomiast onieśmielona, tak jak większość w moim towarzystwie. Przyjrzałem jej się zdumiony spod uniesionej brwi.
- Wybacz, że tak na ciebie wpadłam – Miała choć odrobinę taktu i nieznacznie spuściła spojrzenie na swoje łapy. Przywykłem. Odchrząknąłem teatralnie i uniosłem pysk, patrząc ponad nią. Niemożliwe, że nie zauważyłem, gdy się zbliżała. Musiała użyć jakiejś mocy.
- Zlekceważę to – Położyłem ostrzegawczo uszy. – Kim jesteś? – Przerwałem jej, kiedy już otworzyła pyszczek by mi odpowiedzieć.

< Suprise? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz