Później nie
zaprzątałem sobie głowy Alfą z watahy. Stado już wkrótce dowiedzie swojej
wielkości, inaczej zmarnowałby się tak wspaniały władca, którym jestem. Szedłem
przez las, bo a nóż znajdzie się jakiś zbłąkany lis gotów zasilić moje szeregi.
Najbardziej opłaca się szukać głupców niezdolnych do racjonalnego myślenia,
którzy zaakceptują każdą twoją reformę. Śniegu nie było, a jeśli gdzieś leżał,
było go tam bardzo niewiele, ledwo dostrzegalnie. Za każdym razem kiedy łapy
zapadały mi się w nasiąkniętej wodą ziemi, marszczyłem nos z niezadowoleniem.
Mój, pragnę tu zaznaczyć, że iście szatański wzrok przykuł wilk biegnący prędko
w moją stronę. Kolejny amator, który próbuje przeszkadzać mi w kontemplacji. Prychnąłem,
zastanawiając się dlaczego ich musi być tak dużo. Przyśpieszyłem krok, chcąc
zgubić natręta, który wbrew pozorom nie dał się tak łatwo zwieść. Wreszcie coś do
mnie krzyknął, co, jak to mam w zwyczaju, postanowiłem taktownie zignorować.
Dla jego dobra, oczywiście. Kątem oka spostrzegłem, że to nasz szacowny wilczy Alfa.
Dopadł mnie i zaszedł drogę. Szczyt wszystkiego!
- Ej, lisie…
- Zaczął nonszalanckim tonem, ale wyminąłem go szybko. W tej sekundzie coś
sobie przypomniałem i nie wykonując w tył zwrotu, cofnąłem się parę kroków. Z
położonymi uszami spojrzałem mu gniewnie prosto w oczy.
- Wynoś się
stąd – Wysyczałem, a moje spojrzenie wbijało się w niego tak, jakbym powziął za
cel przepołowić wilka na pół.
- Dlaczego
niby? – Był bardziej zdziwiony, niżeli buntowniczy.
- Bo to m o j e
terytorium – Cedziłem każde słowo. Odchrząknąłem. – Stada. To terytorium
stada – Poprawiłem się ani na chwilę nie tracąc rezonu. Wilk zrobił krok do
tyłu, jakby robił sobie miejsce i popatrzył na mnie śmiało.
- Nie wydaje
mi się – Odparł nadal niewzburzonym głosem, choć nie przypominał on tego sprzed
chwili.
- W takim
razie niech ci się to wyda – Uciąłem bardzo dumny ze swojej odpowiedzi. –
Ewentualnie, jeśli bardzo chcesz, mogę cię wydać do moich lochów – Dodałem,
podkreślając swoją absolutną władzę. Nie wspomniałem nic o tym, że nie mam
lochów i że według ogólnego prawa nie mogę go uwięzić, ale to drobnostki. Nie
wiem z jakiego powodu (a mogło być ich naprawdę wiele) wilk zrezygnował z
kłótni ze mną, lecz zmienił temat:
- Jak się
nazywasz? Ja jestem Pivot – Oznajmił nie dodając niczego więcej, oczyma tylko
śledził moje ruchy, które teraz były znikome.
- Enceladus,
ale jak dla ciebie Wielki Lis – Przedstawiłem się wypinając dumnie pierś. –
Pójdziesz czy mam cię stąd wynieść? – Mruknąłem znudzony jego obecnością.
Wilczy alfa całkiem bezinteresownie posłał mi jeszcze jeden pogodny uśmiech,
chyba uchodzący za ten pokrzepiający i odszedł sprężystymi krokami,
pozostawiając mnie w konsternacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz