- Jeszcze nie - przyznałam nerwowo przebierając łapami. Ciągle nie czułam się komfortowo w towarzystwie Alfy. Chodź starałam się uspokoić nie mogłam powstrzymać drżenia napiętych mięśni gotowych do ucieczki w każdej chwili. Rozsądek podpowiadał mi, że stereotyp jaki wytworzyłam sobie na temat najwyżej usytuowanych w hierarchii jest błędny, a Enceladus nie rzuci się na mnie próbując pozbawić mnie życia, a jednak nie mogłam pozbyć się obrazu chorego na umyśle lisa grożącego mi śmiercią. Za każdym razem gdy patrzyłam na mojego nowego Alfę obraz Dantego majaczył w mojej głowie boleśnie przypominając o swoim istnieniu.
- W takim razie mogę ci go pokazać - zaoferował takim tonem jakbym musiała go wcześniej błagać by wypowiedział te słowa. Był to głos niekwestionowanego władcy pod każdym możliwym względem. Chciałam zgodzić się od razu jednak nim zdążyłam wypowiedzieć słowa potwierdzenia pojawiły się wątpliwości. Towarzystwo Enceladusa sprawiało, że w pewien niezrozumiały sposób czułam się jeszcze bardziej samotna. Jego władcza obojętność raniła moje głęboko skrywane uczucia. Jednak z drugiej strony spędzanie z nim czasu absorbowało mnie całkowicie sprawiając, że głód czyjejś obecności rósł do rozmiarów szalonego obłędu. Pragnęłam tylko i wyłącznie jego obecności, a ten fakt o którego istnieniu dowiedziałam się dopiero teraz zaskoczył mnie całkowicie.
- Tak - wydusiłam w końcu, czując, że nie byłabym w stanie z własnej woli zrezygnować z jego towarzystwa. Zbyt uzależniła mnie jego obecność. Pod postacią człowieka spotkałam się z kolejnym problemem ludzkości nazywanym "uzależnieniem". Uzależniania nękają ludzi na każdym kroku ich życia i chodź sprawiają im pozorną przyjemność tak na prawdę są dla nich zgubne. Najsilniej uzależniające są tak zwane "narkotyki", które ludzie zażywają chcąc zapomnieć o własnych problemach jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że to czego chcą użyć do zapomnienia przysparza im tylko więcej kłopotów. Enceladus był moim narkotykiem chodź działał na innych zasadach niż ludzkie wynalazki. Porzuciłam ponure myśli uśmiechając się szeroko mimo zażenowania jakie wywoływała we mnie obecność lisa dumnie kroczącego obok mnie. Szliśmy przez chwilę w milczeniu, a pod czas monotonnego marszu nie udało mi się powstrzymać ukradkowego zerkania w stronę Alfy.
W końcu moim oczom ukazał mi się widok, który sprawił, że musiałam odetchnąć głęboko kilkakrotnie. Biała jak mgła woda wylewała się z pomiędzy liści oszronionych tak gęsto, że straciły już swoją zieloną barwę i przy akompaniamencie delikatnego szumu wpadała do lśniącego w promieniach słońca jeziora.
(Enceladus?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz