Ruszyłam w kierunku głosu, prosto w sięgające ziemi gałęzie drzewa. Naprawdę nie zdarza mi się to często, ale byłam wzruszona tym widokiem, chociaż widziałam go już setki razy.
-To miejsce wiele dla mnie znaczy - wyznałam.
Phase uniósł pytająco brwi, chociaż znów sprawiał wrażenie, jakby pytał jedynie z grzeczności.
-Tutaj objawiła mi się bogini Atena - powiedziałam z rozmarzeniem.
Basior wybuchnął śmiechem.
-Dobrze się czujesz? - parsknął. - Greccy bogowie nie istnieją.
Obruszyłam się. Musiałam teraz wyglądać jak nastroszona kotka.
-A niby kto tak powiedział?
-No... Wszyscy. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale w naszych czasach już nikt nie wierzy w te brednie.
-W moim stadzie wierzono! - zaoponowałam.
Znów zaśmiał się chłodno.
-Jedno stado na cały świat. Rzeczywiście, rewelacyjny wynik.
Popatrzyłam na niego morderczym wzrokiem. Trafił w mój czuły punkt: wierzyłam w bogów greckich z całego serca, a już szczególnie w moją imienniczkę.
-Jesteś niemożliwy! Chłodny, arogancki i bezuczuciowy! - krzyknęłam, "minimalnie" zdenerwowana.
-Jeszcze chwilę temu słyszałem, że jestem idealny. Zdecyduj się, Mądralińska.
Skrzywił się, jakby usiłując sobie przypomnieć, jak się uśmiecha, a gdy mu się to udało, mimo uśmiechu wyglądał jeszcze mniej przyjaźnie.
Przez chwilę panowała złowroga cisza, w której po raz kolejny ledwie panowałam nad sobą, aby się na niego nie rzucić. W końcu wycedziłam, trochę łamiącym się głosem:
-Nigdy wcześniej nikomu tego nie mówiłam i była to chyba słuszna decyzja. Uznałam jednak, że mogę Ci ufać, ale najwyraźniej się myliłam. Wszyscy są tacy sami.
Rzuciłam mu ostatnie lodowate spojrzenie swoimi szarymi niczym sztorm oczami, zanim obróciłam się na pięcie i odmaszerowałam w swoją stronę.
* * *
Większość normalnych samic po kłótni zalałoby się łzami. Może byłoby lepiej. Cóż, niestety nie do końca należę do tych "normalnych".
Zamiast tego byłam chłodna i opryskliwa wobec wszystkiego i wszystkich, nie pomijając nawet zająca, którego zamierzałam upolować.
-Głupia kupo sierści, czy mogłabyś być łaskawa wreszcie ruszyć swoim miniaturowym tyłkiem? - zaczęłam zaklinać nieszczęsne zwierzę.
Gdy wreszcie "ruszyło swoim miniaturowym tyłkiem" skoczyłam na niego. Niestety, okazało się, że ktoś inny miał podobny zamiar. W powietrzu zderzyłam się z nim głową. Poczułam przez chwilę lekki mętlik, ale gdy się opanowałam, spojrzałam w oczy lisa. A któż to mógł być, zważywszy, jakie mam szczęście? No oczywiście nasz Pan Wszystkowiedzący.
<Phase? Pogodzisz nas? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz