Woda obmyła moje łapy. Wzdrygnęłam się. Była lodowata. Nie da rady płynąć. W takim razie jak dostać się na Wyspę Kamieni? Można popłynąć jakąś tratwą czy żaglówką, ale ja nie mam. Musiałam więc spróbować czegoś innego. Użyłam mojej mocy i przede mną wyrósł most z ziemi, ciągnący się aż do drugiego brzegu. Uśmiechnęłam się. Cóż, przydatne. Weszłam na most i zaczęłam iść. Konstrukcja wyglądała tak, jakby była zbudowana z kamienia. Nic tylko nie skrzypiało, a powinno, jak idzie się po mostach. Szybko znalazłam się po drugiej stronie wody. Uniosłam wzrok i nagle zrozumiałam, dlaczego ta wyspa to Wyspa Kamieni. Wszędzie były kamienie. Duże i małe, płaskie i podłużne, ładne i brzydkie. Kilka nawet chciałam wziąć ze sobą, ale nie dało rady. Szukałam Drzewa Snu. W okolicy nie było żadnych drzew, więc uznałam, że będzie łatwo. Słuchajcie, nic bardziej mylnego. Obeszłam całą wyspę i nic. Żadnego drzewa czy choćby nawet listka, a co dopiero Drzewa Snu. Wcięło jak Bolka trampki. Zrezygnowana westchnęłam i już miałam wracać, gdy nagle coś szturchnęło mnie w brzuch. Był to mały, uroczy czarny ptaszek z różowym brzuszkiem. Nie ukrywam, ładne połączenie, ptaszek ma szczęście. Wszystko wskazywało na to, że nie chce mi zrobić krzywdy (No co? Ok, niby był mały, ale ostry dzióbek to on miał). Chciał mnie gdzieś zaprowadzić. Tak, Suprise zaklinaczka małych ptaszków. Idealnie. Nie, nie wiem, skąd wiedziałam, że chciał mnie gdzieś zaprowadzić. Po prostu wiedziałam i już. Pobiegłam za nim. Doprowadził mnie do groty w skale. Tam kłębiło się więcej takich ptaszków. Wszystkie były czarne, tylko brzuszki miały inne. A do czarnego każdy kolor pasuje, więc był to widok cieszący oczy. Weszłam do jaskini. W miarę jak szłam, pierzastych było coraz mniej. W końcu doszłam do końca groty. Rosło tam wielkie drzewo. Drzewo Snu. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, zapadłam w głęboki sen. Śniło mi się, że jestem w jakimś domu z mamą, tatą i siostrą. Miałam siostrę?! Byłam małym lisiątkiem. Bawiłam się z rodziną. I tyle. Obudziłam się gwałtownie, mając przed sobą gałęzie Drzewa Snu. Wzięłam trochę kory i wyszłam z jaskini. Pożegnałam ptaszki, przeszłam przez most, zburzyłam go i wróciłam do swojej nory. Tego dnia nie miałam już żadnego snu. Szkoda...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz