26 marca 2016

Od Hopeless

Z głuchym jęknięciem opadłam na wilgotne liście nad którymi unosiła się leniwie poranna mgła. Już po raz trzeci poślizgnęłam się na zdradliwym wczesnowiosennym podłożu pozwalając uciec mojemu śniadaniu. Polowanie o tej porze roku było dość skomplikowane, a lis ze sprawnością fizyczną i zdolnościami łowczymi na moim poziomie nie miał szans na upolowanie choćby głupiego królika. Zrezygnowana zadowoliłam się znalezioną gdzieś myszą polną w której więcej było kości niż mięsa. Po jakże skromnym śniadaniu ruszyłam przez las w poszukiwaniu Enceladusa. Nie widziałam się z nim od dawna i teraz zżerała mnie tęsknota za nim. Chociaż chłodny wiatr dął mocno rozwiewając moje ciągle jeszcze zimowe futro nawet nie pomyślałam o przytulnej grocie w której mogłabym się teraz schować. Uniosłam głowę patrząc w poprzecinane bezlistnymi gałązkami szare niebo. Ciężkie chmury zwieszały się nisko grożąc pierwszą wiosenną burzą. Odetchnęłam głęboko znów skupiając się na leśnej ścieżce i przyśpieszając. Potykając się kolejnych parę razy obeszłam prawie całe lisie tereny, a Dusa nigdzie nie było. Zatrzymałam się po środku żółtawo zielonych pól przypominających teraz raczej bagno. Na skarpie za którą paręnaście metrów niżej rozciągała się rwąca rzeka dostrzegłam ciemny kształt mocno zarysowany na tle mlecznej mgły.
- Enceladus? - mój głos był bardziej strachliwy niżbym tego chciała więc odchrząknęłam i zmierzając w kierunku tego kogoś spróbowałam ponownie - Dus? To ty?
Odwrócił się w moją stronę, ale ciągle milczał. Dopiero kiedy znalazłam się tuż przy nim zdałam sobie sprawę, że bynajmniej nie jest to Dus. To był jakiś wilk z którym nigdy nie zamieniłam nawet słowa. Stanęłam obok niego i popatrzyłam w dół. Urwisko stromo opadało ku rzece, która podsycona przez topniejące śniegi pędziła w szaleńczym tempie swoim korytem.
- Zastanawiałeś się kiedyś nad skokiem? - spytałam nie zwracając uwagi na jego zaskoczone spojrzenie. Wcale mu się nie dziwiłam. Nawet nie znaliśmy swoich imion, a ja zaczęłam rozmowę jak gdybyśmy byli starymi przyjaciółmi.
- No wiesz... Tam w dół - sprostowałam - Jeden ruch i po wszystkim.
- Chłodne poranki budzą we mnie taki nastrój, ale nigdy nie myślałem o tym żeby ze sobą skończyć - stwierdził. Byłam mile zaskoczona słysząc jego szczerość. Choć nie zdawałam sobie z tego sprawy bardzo potrzebowałam teraz rozmowy.
- Zwykle mam podobnie, ale ten poranek jest wyjątkowo paskudny - westchnęłam siadając po czym podnosząc się natychmiast. Mokra trawa była chłodniejsza niż sądziłam. Zerknęłam na wilka nie wiedząc dlaczego akurat wobec niego zebrało mi się na wyznania, ale w końcu mruknęłam cicho - Jestem beznadziejnie zakochana.
Nie wiem czy nie usłyszał czy tylko postanowił zignorować moje słowa czy też szukał w głowie dobrej odpowiedzi.
- Mam na imię Hopeless, ale wolę jak mówią na mnie Hope - oznajmiłam uśmiechając się lekko.
- Eternal - przedstawił się patrząc gdzieś daleko na ciągle białe szczyty gór przed nami - I wolę kiedy w ogóle się do mnie nie odzywają.

< Eternal? Mam nadzieję, że dobrze oddałam Twój charakter ;) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz