Liznęłam po raz ostatni futerko przygładzając szorstkim językiem odstający kłębek sierści i wyjrzałam z norki. Zamrugałam parokrotnie chcąc przyzwyczaić się do nieprzyjemnego świecenia mi słońcem prosto w oczy. Potem wciągnęłam powietrze poruszając noskiem niczym zając i wystawiłam ostrożnie prawą łapę, a potem lewą, prawą, lewą. Przeszłam tak kilka metrów, rozejrzałam się czujnie i zamiotłam za sobą puszystym ogonem, a następnie już pomaszerowałam naprzód. Poczułam nieprzyjemne uczucie pustego miejsca w żołądku, zresztą jak co dzień, więc postanowiłam złapać cokolwiek. Gdy wiatr zawiał silniej niosąc ze sobą przymrożone powietrze, wzdrygnęłam się, czułam je na nieosłoniętych futrem częściach ciała. Jak na przykład wnętrze uszu, czy też delikatny nos. Koniuszek mej kity zadrżał z niezadowolenia. ,,Naprzód!" - pomyślałam wreszcie chcąc się nieco ponaglić. - ,,Nie mam całego dnia przecież." - dodałam i jak najciszej stąpając po zamarzniętej ziemi starałam się nie spłoszyć niczego, a także wyniuchać jakiegoś roślejszego roślinożercę. Postawiłam więc pionowo uszy, które niczym radary wyszukiwały dźwięków.
Powoli przypadłam do ziemi i zamarłam w bezruchu. Ujrzałam bowiem dwie sarny. Kozę i nieostrożne młode. Westchnęłam w myśli ze zrezygnowaniem. Przecież nie zabiję dziecka! Nagle, wiatr zawiał mocniej, a coś poruszyło się w odległości kilkuset metrów. Ze zdziwieniem ujrzałam rudawobrązową postać ze skupieniem wpatrującą się w małą sarenkę. Pokręciłam w wyobraźni głową z niedowierzaniem. ,,Jak tak można?"
Przez chwilę zatrzymałam oddech, gdy mój lisi brat już miał uśmiercić niewinną dziecinkę. Wystartowałam odpychając się najpierw tylnymi łapami o konar drzewa, co dało mi szybszy start. Jakimś cudem moment potem wbiłam się moim zgrabnym pyszczkiem, a także piersią w tegoż lisa. Ten natomiast nie był z tego zadowolony.
- Co ty robisz? - powiedział z poirytowaniem.
- Niewinne dziecko nie zasługuje na śmierć dla zapełnienia czyjegoś żołądka. - odparłam z urazą.
- Ja też nie zasługuję na śmierć głodową z powodu jakiejś broniącej uciśnionych lisicy. - odciął mi drogę.
- Oczywiście, ale chyba lis z takimi umiejętnościami potrafi sobie złowić chociażby norkę? - powiedziałam unosząc lekko kąciki pyska.
- Nie próbuj słodzić. Ty wypędziłaś mi śniadanie, ty upolujesz mi drugie. - powiedział ze spokojem.
- Tak?
- Tak.
- Dobrze. - kiwnęłam głową. - Ale nie próbuj łapać drugi raz niedorosłej sarny, bo na to nie pozwolę. Nigdy. I na małe zajączki też. - wskoczyłam w zarośla i poszłam ścieżką prowadzącą do małego jeziorka w lesie. Wydeptaną przez mieszkańców lasu, oczywiście. Podążyłam truchtem z nosem przy ziemi. Za mną kroczył ów lis.
- A jak mam się do ciebie zwracać? Ja - Fortis. - odwróciłam głowę doń idąc również wolniej.
- Phase. - odparł. - Rób swoje. - przez jego pysk przemknął przebiegły uśmieszek.
Pognałam prędzej, bo wyczułam jakiś zapach. Zawsze warto iść do wodopoju.
< Phase? Mam nadzieję, że nie napisałam niczego niezgodo dnie z charakterem Phase’a..>
Powoli przypadłam do ziemi i zamarłam w bezruchu. Ujrzałam bowiem dwie sarny. Kozę i nieostrożne młode. Westchnęłam w myśli ze zrezygnowaniem. Przecież nie zabiję dziecka! Nagle, wiatr zawiał mocniej, a coś poruszyło się w odległości kilkuset metrów. Ze zdziwieniem ujrzałam rudawobrązową postać ze skupieniem wpatrującą się w małą sarenkę. Pokręciłam w wyobraźni głową z niedowierzaniem. ,,Jak tak można?"
Przez chwilę zatrzymałam oddech, gdy mój lisi brat już miał uśmiercić niewinną dziecinkę. Wystartowałam odpychając się najpierw tylnymi łapami o konar drzewa, co dało mi szybszy start. Jakimś cudem moment potem wbiłam się moim zgrabnym pyszczkiem, a także piersią w tegoż lisa. Ten natomiast nie był z tego zadowolony.
- Co ty robisz? - powiedział z poirytowaniem.
- Niewinne dziecko nie zasługuje na śmierć dla zapełnienia czyjegoś żołądka. - odparłam z urazą.
- Ja też nie zasługuję na śmierć głodową z powodu jakiejś broniącej uciśnionych lisicy. - odciął mi drogę.
- Oczywiście, ale chyba lis z takimi umiejętnościami potrafi sobie złowić chociażby norkę? - powiedziałam unosząc lekko kąciki pyska.
- Nie próbuj słodzić. Ty wypędziłaś mi śniadanie, ty upolujesz mi drugie. - powiedział ze spokojem.
- Tak?
- Tak.
- Dobrze. - kiwnęłam głową. - Ale nie próbuj łapać drugi raz niedorosłej sarny, bo na to nie pozwolę. Nigdy. I na małe zajączki też. - wskoczyłam w zarośla i poszłam ścieżką prowadzącą do małego jeziorka w lesie. Wydeptaną przez mieszkańców lasu, oczywiście. Podążyłam truchtem z nosem przy ziemi. Za mną kroczył ów lis.
- A jak mam się do ciebie zwracać? Ja - Fortis. - odwróciłam głowę doń idąc również wolniej.
- Phase. - odparł. - Rób swoje. - przez jego pysk przemknął przebiegły uśmieszek.
Pognałam prędzej, bo wyczułam jakiś zapach. Zawsze warto iść do wodopoju.
< Phase? Mam nadzieję, że nie napisałam niczego niezgodo dnie z charakterem Phase’a..>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz