-Słyszałeś - odpowiedziała Liselotte, mrużąc delikatnie swoje piękne oczy. - Pocałuj mnie.
Trzeci raz nie trzeba mi było powtarzać. Nasze pyski się zetknęły, jednak po chwili oboje lekko się cofnęliśmy. Popatrzyłem zamglonym wzrokiem na lisicę.
-To było przyjemne - powiedziałem, uśmiechając się do Lisy.
Samica ponownie złączyła nasze wargi, tym razem na dłużej i nie powiem, że mi się to nie podobało. Kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie, usiadłem obok Liselotte, która oparła na mnie swój ciężar ciała. Na moim pysku samoistnie pojawił się wyszczerz, gdy delikatnie się o mnie otarła.
Przez dłuższą chwilę w przyjemnej ciszy spoglądaliśmy na nocne niebo, a księżyc oświetlał nasze sylwetki.
-Gwiazdy wydają się teraz piękniejsze. - Lia zdecydowała się przerwać milczenie, chociaż nie należało ono do uciążliwych.
Przytaknąłem, wciąż wpatrując się w miliony migoczących punkcików rozsypanych po aksamitnej czerni. Spojrzałem w dół, na inny piękny widok, który miałem tuż obok i nie mogąc się powstrzymać, cmoknąłem Lisę w czoło. Ta popatrzyła się na mnie z uniesionymi kącikami pyska.
Nie chciałem psuć nastroju, ale gdzieś w mojej podświadomości cały czas nasuwało się pytanie, co dalej? Ja byłem pewny, że darzę siedzącą przy mnie lisicę głębszym uczuciem, ale czy ona czuła to samo? Bałem się zapytać.
-Poznajmy się lepiej - postanowiłem się odezwać, chociaż nie poruszyłem wspomnianej wyżej kwestii.
-Ty zaczynasz - zaśmiała się samica, przenosząc na mnie spojrzenie.
-W takim razie... urodziłem się daleko stąd, nie pamiętam dokładnie nazwy tego miejsca, ale wiem, że było ono piękne. Moja matka porzuciła miot, dlatego z całego mojego rodzeństwa do tego czasu udało się przeżyć jedynie mnie i mojej siostrze Lydianne... a przynajmniej mam nadzieję, że do tego czasu, bo nie wiem, gdzie w tej chwili znajduje się Lyddy. Rozdzieliliśmy się prawie dwa lata temu, a ostatnie półtora roku poświęciłem na szukanie jej. Niestety bezowocnie. Byliśmy z siostrą bardzo zżyci i naprawdę mi zależy na jej znalezieniu, ale po takim czasie... To chyba niemożliwe, skoro dotąd nie udało mi się trafić na żaden ślad. W każdym razie zawędrowałem aż tutaj, a resztę historii już znasz - na zakończenie uśmiechnąłem się lekko w jej stronę.
Dzisiejszej nocy uśmiechałem się więcej niż w całym swoim życiu.
-Na pewno jeszcze się spotkacie. - Dobiegł mnie głos Liselotte. Skinąłem krótko łbem. Na moment zapanowało milczenie. - Wiesz co? Zrobiłam się głodna.
Popatrzyłem na samicę z niedowierzaniem.
-Mówisz serio?
-Serio serio - odpowiedziała, posyłając mi zadziorny uśmieszek. - Chodźmy zapolować!
-No dobrze - zgodziłem się, wstając w ślad za Lisą. - Na co chcesz polować?
-Najpierw zobaczmy, co mamy do wyboru - powiedziała, ruszając wgłąb lasu.
Skradaliśmy się między smukłymi pniami sosen, a Lia chichotała za każdym razem, kiedy nieopatrznie nadeptywałem na jakiś suchy patyk, który pękał z trzaskiem, albo kamień, powodujący ból w łapie i nie wiadomo co jeszcze. Na szczęście oprócz takich drobnych pułapek, leśna ściółka świetnie tłumiła nasze kroki, dlatego przemieszczanie się przez las bezszelestnie było niemal dziecinnie proste. Niemal, pomyślałem, kiedy kolejna gałązka pękła pod moim ciężarem. Syknąłem cicho z irytacji, a Liselotte zatkała pysk łapą, powstrzymując się od śmiechu.
Gdy wreszcie się uspokoiła, gestem nakazała ciszę, po czym ruszyła dalej, strzygąc uszami. Czyżby miała już jakiś cel? Oczywiście pytanie się w tamtym momencie byłoby niewyobrażalnie głupie, więc po prostu bez słowa podążyłem za nią. Nagle do głowy wpadł mi pomysł.
-Lisa - zawołałem cicho, na co lisica się zatrzymała. Machnąłem łbem, pokazując, żeby do mnie podeszła.
W miejscu, w którym przed chwilą stała, za pomocą mocy zlikwidowałem zieleń, pozostawiając jedynie gołą ziemię, następnie na obszarze prostokąta rozsypałem ziarna trawy, wcześniej wyciągnięte z gleby. Nakazałem milczenie i ugiąłem łapy, przygotowując się do skoku.
Po niedługim czasie usłyszeliśmy szelest, a z zarośli wybiegło małe stworzonko. Chwilę potem do myszy dołączyły kolejne, od razu rzucając się na ziarna. Nie zauważyły ani mnie, używającego swojej mocy kamuflażu, ani stojącej w bezruchu lisicy. Kiedy zwierzątek zebrała się piątka, ogrodziłem prostokąt ściankami z ziemi i skoczyłem. Moment później dołączyła do mnie Lia, a parę sekund potem kolacja była gotowa.
Trzymając w pyskach myszy za ogony, wróciliśmy do poprzedniego miejsca, gdzie usiedliśmy z zamiarem zjedzenia zdobyczy.
-Teraz ty powiedz coś o sobie - odezwałem się, kiedy połowy posiłku już nie było.
< Lisa? ^^ >
-To było przyjemne - powiedziałem, uśmiechając się do Lisy.
Samica ponownie złączyła nasze wargi, tym razem na dłużej i nie powiem, że mi się to nie podobało. Kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie, usiadłem obok Liselotte, która oparła na mnie swój ciężar ciała. Na moim pysku samoistnie pojawił się wyszczerz, gdy delikatnie się o mnie otarła.
Przez dłuższą chwilę w przyjemnej ciszy spoglądaliśmy na nocne niebo, a księżyc oświetlał nasze sylwetki.
-Gwiazdy wydają się teraz piękniejsze. - Lia zdecydowała się przerwać milczenie, chociaż nie należało ono do uciążliwych.
Przytaknąłem, wciąż wpatrując się w miliony migoczących punkcików rozsypanych po aksamitnej czerni. Spojrzałem w dół, na inny piękny widok, który miałem tuż obok i nie mogąc się powstrzymać, cmoknąłem Lisę w czoło. Ta popatrzyła się na mnie z uniesionymi kącikami pyska.
Nie chciałem psuć nastroju, ale gdzieś w mojej podświadomości cały czas nasuwało się pytanie, co dalej? Ja byłem pewny, że darzę siedzącą przy mnie lisicę głębszym uczuciem, ale czy ona czuła to samo? Bałem się zapytać.
-Poznajmy się lepiej - postanowiłem się odezwać, chociaż nie poruszyłem wspomnianej wyżej kwestii.
-Ty zaczynasz - zaśmiała się samica, przenosząc na mnie spojrzenie.
-W takim razie... urodziłem się daleko stąd, nie pamiętam dokładnie nazwy tego miejsca, ale wiem, że było ono piękne. Moja matka porzuciła miot, dlatego z całego mojego rodzeństwa do tego czasu udało się przeżyć jedynie mnie i mojej siostrze Lydianne... a przynajmniej mam nadzieję, że do tego czasu, bo nie wiem, gdzie w tej chwili znajduje się Lyddy. Rozdzieliliśmy się prawie dwa lata temu, a ostatnie półtora roku poświęciłem na szukanie jej. Niestety bezowocnie. Byliśmy z siostrą bardzo zżyci i naprawdę mi zależy na jej znalezieniu, ale po takim czasie... To chyba niemożliwe, skoro dotąd nie udało mi się trafić na żaden ślad. W każdym razie zawędrowałem aż tutaj, a resztę historii już znasz - na zakończenie uśmiechnąłem się lekko w jej stronę.
Dzisiejszej nocy uśmiechałem się więcej niż w całym swoim życiu.
-Na pewno jeszcze się spotkacie. - Dobiegł mnie głos Liselotte. Skinąłem krótko łbem. Na moment zapanowało milczenie. - Wiesz co? Zrobiłam się głodna.
Popatrzyłem na samicę z niedowierzaniem.
-Mówisz serio?
-Serio serio - odpowiedziała, posyłając mi zadziorny uśmieszek. - Chodźmy zapolować!
-No dobrze - zgodziłem się, wstając w ślad za Lisą. - Na co chcesz polować?
-Najpierw zobaczmy, co mamy do wyboru - powiedziała, ruszając wgłąb lasu.
Skradaliśmy się między smukłymi pniami sosen, a Lia chichotała za każdym razem, kiedy nieopatrznie nadeptywałem na jakiś suchy patyk, który pękał z trzaskiem, albo kamień, powodujący ból w łapie i nie wiadomo co jeszcze. Na szczęście oprócz takich drobnych pułapek, leśna ściółka świetnie tłumiła nasze kroki, dlatego przemieszczanie się przez las bezszelestnie było niemal dziecinnie proste. Niemal, pomyślałem, kiedy kolejna gałązka pękła pod moim ciężarem. Syknąłem cicho z irytacji, a Liselotte zatkała pysk łapą, powstrzymując się od śmiechu.
Gdy wreszcie się uspokoiła, gestem nakazała ciszę, po czym ruszyła dalej, strzygąc uszami. Czyżby miała już jakiś cel? Oczywiście pytanie się w tamtym momencie byłoby niewyobrażalnie głupie, więc po prostu bez słowa podążyłem za nią. Nagle do głowy wpadł mi pomysł.
-Lisa - zawołałem cicho, na co lisica się zatrzymała. Machnąłem łbem, pokazując, żeby do mnie podeszła.
W miejscu, w którym przed chwilą stała, za pomocą mocy zlikwidowałem zieleń, pozostawiając jedynie gołą ziemię, następnie na obszarze prostokąta rozsypałem ziarna trawy, wcześniej wyciągnięte z gleby. Nakazałem milczenie i ugiąłem łapy, przygotowując się do skoku.
Po niedługim czasie usłyszeliśmy szelest, a z zarośli wybiegło małe stworzonko. Chwilę potem do myszy dołączyły kolejne, od razu rzucając się na ziarna. Nie zauważyły ani mnie, używającego swojej mocy kamuflażu, ani stojącej w bezruchu lisicy. Kiedy zwierzątek zebrała się piątka, ogrodziłem prostokąt ściankami z ziemi i skoczyłem. Moment później dołączyła do mnie Lia, a parę sekund potem kolacja była gotowa.
Trzymając w pyskach myszy za ogony, wróciliśmy do poprzedniego miejsca, gdzie usiedliśmy z zamiarem zjedzenia zdobyczy.
-Teraz ty powiedz coś o sobie - odezwałem się, kiedy połowy posiłku już nie było.
< Lisa? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz