02 stycznia 2016

Od Rubena CD Liselotte

Zanim odwróciłem się, aby naburmuszony i dotknięty jej wyrzutem odejść, usłyszałem przygłuszony odgłos, jakby czyjeś ciało upadło na śnieg. Rzuciwszy przelotne spojrzenie w stronę lisicy, zauważyłem, że leżała prawie cała ukryta w zaspie. Z niechęcią zdusiłem w sobie pytanie czy nic jej się nie stało, bo nieoczekiwanie odezwała się dumna część mnie, która obrażona właśnie przykryła się prześcieradłem. Tak więc udając, że nic się nie stało powędrowałem w przeciwnym kierunku, czyli z dala od upartej samicy. Wydłużałem krok najbardziej jak się tylko dało, żeby spowolnić spacer. Opuściwszy łeb patrzyłem się, jak moje łapy unoszą się nad wydeptaną dróżką i wolno opadają, zgodnie z ruchem mięśni. Nie powinienem był nazywać ją tępą, mimo, iż nie zachowała się wtedy najrozważniej. To do mnie nie pasuje, a potem słono płacę za własne słowa. Zgrzytnąłem zębami kiedy niewielki, szary zając przebiegł mi tuż przed nosem, ale nie zacząłem go gonić. Moja i tylko moja wina leżała w wybuchu Liselotte, zachowałem się jak nadopiekuńczy palant, co z resztą często mi się zdarza. Jednego dnia podpadłem dwom lisom naraz, jeżeli znajdzie się trzeci to pobiję swój życiowy rekord. Przystanąłem i odwróciłem głowę w stronę, z której przyszedłem. Co mi zrobi, jeśli wrócę i ją przeproszę? Nim zrozumiałem, co robię truchtałem tam, niezbyt zadowolony ze swojej decyzji. Na pewno mnie wyśmieje. Kierowałem się za śladami pozostawianymi przez samicę niespełna parę chwil temu. Gdy ją wreszcie znalazłem leżała skulona pośród śniegu, a jej drobne ciałko unosiło się nieregularnie. Podszedłem do niej niepewnie i ośmieliłem się trącić ją nosem. Podskoczyła z przestrachem i przylgnęła do pnia pobliskiego drzewa, jak tonący chwyta się brzytwy. Popatrzyła na mnie mokrymi, wielkimi ze zdziwienia oczami, prawie nie oddychając.
- Przepraszam - Odparłem, jakby to miało wyjaśniać przyczynę mojego powrotu. I wyjaśniało. - Nic ci nie jest? Wiesz... tamten upadek wyglądał groźnie - Uszy przylgnęły mi do rudej czaszki. Słysząc troskę we własnym głosie po chwili parsknąłem przytłumionym śmiechem.

< Liselotte? zawsze nas pogodzę c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz