- Skryba! - wrzeszczał na całe gardło mój młodszy kolega biegnąc przed siebie.
Posłałam mu łobuzerski uśmiech i popędziłam za nim ile sił a łapkach. A tak w ogóle... Jestem Porta. A Skryba? To przezwisko nadały mi inne młode wilki z watahy. No cóż... Już jako szczeniak posiadałam duży zasób słów. Mądrości i sprytu też mi nie brakowało! To może dlatego, że jestem potomkiem Alf. Oni często wystawiali się bardzo oficjalnie. Przez te 7 miesięcy mojego życia sporo zapamiętałam. Do swoich wilczych kolegów również mówiłam w ten sposób. Jednych to obrzydzało, a inni myśleli, że czytałam dużo książek. Pewnien młody basior stwierdził nawet, że mogłam takowe przepisywać! Tak właśnie powstała Skryba.
- Przestań uciekać iż złowroga Skryba i tak dorwie Twoją szanowną osobę! - krzyczałam goniąc za wilczkiem.
Maluch nerwowo obejrzał się za siebie nie przestając biec. Bęc! Potknął się o korzeń! Nie mogąc powstrzymać śmiechu zaczęłam turlać się w trawie. Nagle spostrzegłam szczeniaka w moim wieku. Nie znalam go jeszcze.
- Hej? - zaczęłam nieśmiało przestając zwracać uwagę na mojego kolegę, który już dawno wstał i śmiał się cicho.
- Mogę się przyłączyć do zabawy? Jestem nowy w watasze - rzekł nieśmiały wilczek.
Nie zdąrzyłam odpowiedzieć, bo szczeniak stojący za mną zaczął krzyczeć:
- Skryba! Gon mnie! Skryba!
- A więc jesteś Skiba... - powiedział zamyślony nieznajomy.
Zasmiałam się cicho. Mój kolega musiał usłyszeć jego wypowiedź, bo zawrócił chichotając.
- Coś nie tak? - spytał zmieszany wiedząc, że to jego słowa wywołały taką radość.
Z trudem powstrzymałam śmiech i powiedziałam:
- Porta! Tak mi na imię. Znajomi zwą mnie Skryba, ale widzę, że to zmieniło się na Skiba.
Na pyskach basiorów malowały się łobuzerskie uśmieszki. Dopiero zauważyłam, że tuż za mną stoi moja przyjaciółka. Była starsza o 2 miesiące, ale i tak dobrze się dogadywałyśmy.
- Skiba - zachichotała.
Uśmiechnęłam się.
- Zacna Skiba dorwie szanowane szczeniaki! - wykrzyknęłam po chwili uradowana.
Wszyscy rzucili się do ucieczki. Nowo poznany basior miał dziwną minę. No cóż... Dopiero odkrył mój specyficzny sposób wysławiania się? Nie wątpię. Tak czy inaczej pobiegłam za nimi. Na drodze stanął mi jednak Alfa.
- Dziś lekcja! - krzyknął.
Inne szczeniaki ze współczuciem patrzyły, jak ojciec zbiera mnie do jaskini. Czekała tam moja prywatna nauczycielka, która niby pomagała mi odkryć żywioł i moce. Słabo w to jednak wierzyłam. Obok siedziała matka.
- Porta - rzekła, kiedy tylko mnie zobaczyła.
Warknęłam, ale czując na sobie wzrok rodziców grzecznie usiadłam przypatrując się starej waderze.
- Który kryształ najbardziej Ci się podoba? - zapytała po chwili.
Leżały one obok mnie. Czerwony, niebieski, brązowy i biały.... Co wybrać? W końcu zdecydowałam się na minerał o krwistym kolorze. Polożyłam na nim łapy, ale nagle coś zaczęło mnie piec. Z kamiennym wyrazem pyska patrzyłam w stronę nauczycielki.
- Ogień - szepnęłam, kiedy na moim futrze zaczęły pokazywać się małe płomyki.
Piekło tylko na początku, a potem szybko się przyzwyczaiłam. Pobiegłam pochwalić się innym młodym. Dorośli usiłowali mnie zatrzymać, ale na próżno... W szale radości palilam las. Dotarłam szybko do innych szczdniaków. Oni tylko się wystraszyli.
- Patrzcie! Powiadam zacny żywioł ognia! - ekscytowałam się.
- Skiba... - powiedziała cicho moja przyjaciółka.
To było ostatnie słowo, jakie słyszałam przed utratą przytomności spowodowaną zaklęciem nauczycielki biegnącej za mną. Może z tego powou ta ksywa jest tak bliska memu sercu... Obudziłam się daleko od terenów watahy. Ogień ma moim futrze już dawno zgasł. I wtedy zrozumiałam, że rodzice mnie porzypucili! A ja tylko niechcący użyłam mocy... Zrezygnowana poszłam przed siebie. Tamtej nocy odkryłam moc doskonałego widzenia w ciemności. Dwa lata później pierwszy raz pojawiło się Mako. Użyłam tej mocy na starym wilczym wędrowcu. I tak chodziłam po świecie bez celu. Trafiłam na watahę. Zostałam. A czy miałam coś do stracenia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz