01 stycznia 2016

Od Rubena CD Antilii

Uspokoiłem napad śmiechu i przetarłem łapą pysk, rozmazując błoto jeszcze bardziej. Nie żebym nie miał reszty rudego futra upaćkanego w mokrej ziemi po spacerze w ulewnym deszczu, jednak ta grudka na nosie denerwowała mnie jak diabli. Antilia posadziła się na ziemi, uprzednio przechyliwszy lekko głowę na bok. Wyszczerz, który jej posłałem udawał przesadny, ironiczny uśmiech, mówiący: ,,wiesz, nie trzeba było". Błękitna zmrużyła oczy i zachichotała, powstrzymując się od ataku głupawki, jakby miało to zmienić fakt, że czułem się idiotycznie. Chcąc nie chcą musiałem przyznać, że miło spędzało mi się czas w jej towarzystwie. Podejrzewam, że gdyby Enceladus dowiedział się o tym, jak zamiast robić obchód w najlepsze gawędzę sobie z wilkiem i w dodatku prowadzę go do watahy, skróciłby mnie o łeb. Zrezygnowany ułożyłem łeb na łapach i wbiłem niewidzące spojrzenie w ścianę. Gdzie jest ten obowiązkowy i całą duszą oddany stadu lis?
- Daj, pomogę ci - Na dźwięk głosu wadery podniosłem gwałtownie łeb i siadłem w pionie, jakby była moim kapralem. Tyle że jej ton był uspokajający i łagodny, przyprawiał mnie o gęsią skórkę, ale tą przyjemniejszego pokroju. Z rozkojarzenia nie zarejestrowałem jej ruchu i drgnąłem niespokojnie, kiedy znalazła się tuż przede mną i wyciągnęła jasne łapy, by wytrzeć mi nos. Osłupiałem pod wpływem jej dotyku. - Po wszystkim - Powiedziała wesołkowato i odsunęła się.
- Dz... dzięki - Wymamrotałem, macając pysk łapą, jakbym chciał się upewnić, choć w rzeczywistości byłem zaskoczony jej zachowaniem. Pozytywnie zaskoczony. Dla rozładowania napiętej atmosfery, pod pretekstem rozprostowania nóg wstałem i wystawiłem szyję na zewnątrz. Krople nadal zapalczywie uderzały w ziemię, która nie chciała już wchłaniać wody. Lubiłem kiedy powietrze jest przesiąknięte wilgocią. Kiedyś od kogoś usłyszałem, iż prawdopodobnie tylko podczas deszczu możemy prawdziwie poczuć zapach lasu. Wróciłem na środka i wypuściłem oddech z płuc głośniej, niż zamierzałem.
- Leje jak z cebra - Zawiadomiłem moją towarzyszkę, bardzo starając się aby mój głos zabrzmiał nieco weselej. Niepogoda powinna się niedługo skończyć, tymczasem byliśmy na siebie skazani, co z pewnego punktu widzenia było nawet zabawne. Zaraz jak tylko wyjdziemy, postanowiłem wskazać jej kierunek i odejść, bo nie dość, że nie powinienem zapuszczać się tak głęboko w wilcze środowisko, to przecież nie wykonałem jeszcze swoich obowiązków.

< Antilia? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz