-No co? -spytałam, widząc uporczywe spojrzenie samca.
-Jest w porządku. Czy ta jaskinia do kogoś należy?
Kiwnęłam w milczeniu głową.
-Do kogo? -Samiec wydał się teraz trochę zaniepokojony i podejrzliwy. Najwyraźniej pomyślał, że zamierzałam go wpakować do jaskini niedźwiedzia albo mało sympatycznego członka stada czy watahy.
-Do mnie -odpowiedziałam hardo, unosząc głowę.
Sama nie wiedziałam, dlaczego nagle zrobiłam się taka gościnna. Nadal nie powierzyłam nieznajomemu swojego zaufania, ale jakoś nie chciałam zostawiać go samego na naszych terenach, bez oficjalnej zgody na dołączenie. Samiec wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem, stojąc jak słup soli.
-Czyli... My... Mamy razem spać?
Wzdrygnęłam się. Oczywiście domyśliłam się, co miał na myśli, i nagle poczułam ogromne zniechęcenie do tego pomysłu.
-Nie, no co Ty! Prześpię się na dworze -zapewniłam szybko.
-Dlaczego oddajesz mi swoją jaskinię? -spytał.
-Jeszcze byś narozrabiał -wyjaśniłam, uśmiechając się trochę złośliwie.
-Przecież bez problemu mogę z niej wyjść, gdybym postanowił coś zrobić -stwierdził.
-Ale na tyle zaufać Ci mogę, żeby wiedzieć, że tego nie zrobisz. Poza tym, to oszczędzi mi dziwnych pytań, dlaczego nieznany lis śpi na dworze, a ja się tym nie zajęłam.
-Zajmujesz się pilnowaniem terenów? -spytał z nutką ciekawości.
-Nie -ucięłam krótko.
-Więc czym?
Przez chwilę zastanawiałam się, czy ujawnić tą informację. W końcu stwierdziłam, że nie powinnam: w końcu Phase może być szpiegiem z wrogiego stada, wysłanym, by poznać naszą strategie, liczbę wilków i ich stanowiska. Dlatego sama się zdziwiłam, gdy powiedziałam:
-Jestem szpiegiem.
Po tych słowach uśmiechnęłam się, odwróciłam i wyszłam z jaskini.
Akurat zaczął padać śnieg. Westchnęłam. To z pewnością nie będzie łatwa noc.
* * *
Obudziłam się zdecydowanie niewyspana. Chociaż znalazłam schronienie w konarze ogromnego drzewa, w którym zrobiłam dziurę, i tak było mi potwornie zimno. Wtedy poczułam, że coś mnie dotyka.
-Phase, spokojnie! -powiedziałam, nadal z zamkniętymi oczami, odtrącając jego pysk i się śmiejąc. -Ale z Ciebie zwierzę!
Znów zachichotałam. Nagle dotarło do mnie, że pod powiekami jest nadal czarno, chociaż konar rano powinien być bardzo nasłoneczniony. Szybko otworzyłam oczy. Przede mną stał nie Phase, ale jakiś nieznany mi lis, nienależący do naszego stada.
-Co tu robisz?! -krzyknęłam. -I to w środku no nocy, na terenach cudzego stada?!
-Jestem tu tylko z wizytą -zaśmiał się chrapliwie. -Widząc cię, nie mogłem się jednak powstrzymać.
-Co masz na myśli? -spytałam, cofając się w głąb konaru.
-No wiesz, brakuje mi "wyzwań", o ile wiesz, o czym mówię -uśmiechnął się złośliwie.
Szybko dotarło do mnie, co miał na myśli.
-Zostaw mnie! -krzyknęłam, teraz już nie na żarty przestraszona.
-Nie wyrywaj się, bo mam broń. -Tu wskazał na krótki, zakrzywiony sztylet u jego pasa.
(Phase? Przyjdziesz z odsieczą? :3 )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz