- Niebardzo wiem co powiedzieć, nie jestem znowuż kimś
interesującym – odparłam wlekąc się łapa za łapą przy boku lisa. Ten zmierzył
mnie uważnym spojrzeniem, jakby twierdził, że sobie żartuję.
- Wiesz, chciałbym poznać chociaż twoje imię – wykrzywił delikatnie
kąciki ust ku górze. Gapa ze mnie, że zapomniałam mu się przedstawić. Moje policzki
lekko się zaróżowiły, gorąco oblało mnie aż po same koniuszki łap, które w
obecności tego samca wyjątkowo się plątały.
- Daenerys – powiedziałam cicho, starając się skupić wzrok
przed sobą.
- Dość trudne do wymówienia – skrzywił się. Wielu znajomych
już mi to mówiło, ale imię nadane mi przez matkę wilczycę było święte. Nie
mogłam go zmienić, nawet jeślibym chciała. Taka zasada.
- Mam tego świadomość, dlatego możesz je jakoś skrócić –
zaproponowałam przyzwyczajona do takiej reakcji. – Znajomi mówili na mnie Dae,
ale nie do końca mi się podoba to przezwisko. A ty jak się nazywasz?
- Moonlight – odezwał się z wolna, a ja odpowiedziałam mu
szerokim jak banan uśmiechem.
- Moon i – podskoczyłam – Light – znowu odbiłam się od
ziemi, niczym ruda, futrzasta piłka. Machnęłam kitą na boki. – To znaczy
księżyc i światło, tak? – zapytałam, wlepiając w niego ciekawskie spojrzenie.
Szliśmy chwilkę w ciszy łapa w łapę. Kiwnął tylko głową, jakby nagle zabrakło
mu języka. Nie przeszkadzało mi to.
- Jesteśmy – Moonlight zatrzymał się w jakiejś, dość
kamienistej części lasu zróżnicowanej pod wieloma względami. Bezlistne drzewa
były tu pokryte szronem, a wiatr hulał między nimi.
- Gdzie konkretnie jesteśmy? – przekrzywiłam głowę, a mój
pyszczek wyglądał jak duże ‘o’.
- Na terenach łowieckich – wyjaśnił spokojnie i pozwolił mi
się rozejrzeć.
(Moonlight, dokończysz?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz