01 stycznia 2016

Od Liselotte CD Hopeless

-Do greckiego stada Διάττων Αστήρ -powiedziałam z nutką smutku, przypominając sobie ponure wydarzenia, które zmusiły mnie do opuszczenia rodziny.
Hopeless chyba nie zauważyła przygnębienia w moim głosie, za to skrzywiła się na dźwięk greckiej nazwy.
-Możesz powtórzyć? Chyba to do mnie nie dotarło -zaśmiała się.
-Διάττων Αστήρ, w uproszczeniu Diátton Astír, to znaczy Spadająca Gwiazda -powiedziałam z uśmiechem.
Humor Hope pozwolił mi trochę zapomnieć o wspomnieniach z byłego stada, ale mój mniej wesoły ton, niż na początku naszego spotkania, i tak zwrócił uwagę samicy.
-Czy coś nie tak? -spytała troskliwym tonem.
-Nie, nie -zaprzeczyłam trochę zbyt szybko.
Machnęłam lekceważąco łapą.
-Po prostu przypomniałam sobie wydarzenia z dzieciństwa.
-Chyba nie było szczególnie łatwe -zauważyła Hopeless, nadal patrząc na mnie. Jednak mój wzrok nadal uparcie był skierowany w zaspy śniegu, wobec których udałam nagłe zainteresowanie.
-Taak... No wiesz, zależy od sposobu postrzegania świata. Dla niektórych zniszczenie z mojej winy większości terenów stada, czego skutkiem była chęć zabicia mnie przez moją własną rodzinę, może się wydawać niczym niezwykłym -starałam się, aby mój ton zabrzmiał beztrosko, ale głos mi lekko zadrżał.
-Nie wiem, czy Cię to pocieszy, ale ja również nie miałam łatwo. Przyszłam na świat przez pijaństwo mojego ojca -powiedziała, lekko się rumieniąc.
Westchnęłam ze smutkiem. Przez chwilę szłyśmy w milczeniu, które na szczęście przerwała moja towarzyszka, krzycząc:
-Jest!
-Co? -spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
-Królik. -Zaśmiała się, widząc moje zdezorientowane spojrzenie. -Nie wiem, czy pamiętasz, ale przyszłyśmy tu na polowanie.
-No tak. -Również się zaśmiałam. Chociaż zwykle darzyłam innych chłodnymi uczuciami i rezerwą, przy Hope czułam się swobodnie i luźno.

<Hope? U mnie także z weną coś kiepsko... >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz