01 stycznia 2016

Od Rath'a CD Kasandry

Przyjemnie się rozmawiało, mimo, że na ogół nie lubię tego robić.
- Może się przejdziemy? - Przeleciałem wzrokiem ścieżkę. Kiwnęła głową. Ponieważ jestem przyzwyczajony do latania, a nie do chodzenia, to leciałem kilka centymetrów nad ziemią, a wadera szła obok mnie. Dróżka prowadziła na szczyt góry.,,Jestem ciekaw..'' - Pomyślałem.- ,,Czy wystraszyłaby się, gdybym ją zepchnął?...'' Zerknąłem na nią, po czym wykrzywiłem usta w coś, co przypominało uśmiech. Uznałem jednak, że lepiej będzie spróbować zrobić to na samej górze.
- O czym myślisz? - Kasandra zauważyła mój ,,uśmiech''. Chyba myślała, że mam jakiś fajny pomysł... Zignorowałem jednak to pytanie. Całe szczęście, nie powtórzyła pytania. Kilkanaście minut drogi od szczytu, ścieżka się urwała. Wtedy postanowiliśmy, że i tak wejdziemy. Wzleciałem trochę wyżej.
- To ja poczekam na górze. - Powiedziałem, a ta zaśmiała się pod nosem.
- Myślę, że będę tam pierwsza. - Wadera powoli wzniosła się do góry.
- Nigdy nie będziesz latać szybciej ode mnie! - Parsknąłem.
- Tak myślisz? - Zapytała. - Zobaczmy!
Ruszyła pierwsza, ale szybko ją dogoniłem, a chwilę później, przegoniłem. Rytmicznie uderzałem skrzydłami w powietrze. Wyprzedziłem ją o łeb. Pierwszy wylądowałem na szczycie. Popatrzyłem się na nią wyczekująco.
- Dałam ci fory... - Mruknęła, a ja rozbawiony, lekko się uśmiechnąłem. Przeszedłem kawałek, przy okazji się rozglądając. Z jednej strony dalej ciągnęły się góry, a z drugiej położony był ogromny klif. Przypominał wielką, stromą zjeżdżalnie. Usiadłem na jego brzegu. Kas usiadła obok mnie. Rozłożyłem skrzydło i szybko ją popchnąłem. Pośliznęła się i zaczęła zjeżdżać, ale zanim to się stało, zdążyła chwycić mnie za przednią łapę. Kilka razy ją szturchnąłem, a potem puściła moją łapę. Kiedy odpowiednio się ustawiłem, mocno odbiłem się tylnymi łapami i szeroko rozłożyłem skrzydła, jednocześnie hamując. Jednak wadera wpadła na kamień i niefortunnie wygięła łapę. Zawyła krótko, ale boleśnie. Zrozumiałem swój błąd. Cofnąłem czas o kilka sekund i zanim znów uderzyła się o skałę, podleciałem i złapałem ją zębami za kark. - Puszczam cię. - Powiedziałem w miarę zrozumiale, mimo tego, że miałem coś w pysku. Puściłem i powoli zlecieliśmy na dół. W efekcie nic nam się nie stało. Popatrzyła się na mnie. W jej oczach buszowały różne iskierki. Chociażby złości, łobuzerstwa, ale jednocześnie sympatii i zadowolenia.
- Czemu to zrobiłeś? - Zapytała, a w jej głosie słychać było lekkie oszołomienie. Uśmiechnąłem się ironicznie.
- Na przykład, dlatego, żeby było zabawniej i ciekawiej. - Najpierw się zaśmiała, a potem udała obrażoną i mnie szturchnęła. Oddałem jej kuksańca, po czym powiedziałem: - To teraz w nagrodę, za to, że przeżyłaś, chodź za mną, to pokaże ci coś całkiem ładnego. Ruszyliśmy truchtem. Zanim doszliśmy, zapadł zmrok. Zaprowadziłem ją w głąb jednego z tutejszych lasów. Wszędzie latały niebieskie świetliki, a wśród nich, kilka żółtych. Usiedliśmy pod wierzbą płaczącą, która wydawała się tu największa. Byłem ciekawy reakcji Kas, więc ukradkiem na nią zerknąłem. Księżyc raczył rzucać na nas swój blask. Jednak szybko przestał, gdyżna niebie było sporo chmur. Siedzieliśmy jeszcze chwilię w ciszy, a potem, zaczęła padać, całkiem mocno. W oddali usłyszeliśmy grzmot.


<Kas? ;D>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz