02 stycznia 2016

Od Antilii CD Rubena

-Czy coś się stało? -spytałam Rubena. Moje pytanie wyrwało go od za myślenia.
-Wszystko w porządku... -odparł szybko. Jednak mimo kamiennego wyrazu twarzy poczułam że coś go trapi.
-Mi możesz powiedzieć. -uśmiechnełam się, siadając przy lisie. Przez chwilę rozważał swoją decyzje.
-Król wysłał mnie na odprawę naszych terenów, lecz nie wykonałem powierzonego mi zadania... -powiedział.
-To wszystko... przeze mnie? -spytałam cicho.
-Czemu tak pomyślałaś? -
-Ponieważ spotkałeś mnie... -
-O co ci chodzi? -zapytał Ruben.
-O to, że przeze mnie nie wykonałeś swoich obowiązków i przez to może spotkać Cię kara! -krzyknełam i wybiegłam na zewnątrz.
-Antilia! -wołał lis. Ja jednak chciałam by wrócił do poprzedniego życia, zanim je zakłóciłam. Biegłam bo zrozumiałam że mogę zepsuć komuś życie. Czuje, że próbując odmaleść dom, zrobię komuś krzywdę.
Biegnąc na oślep, gnałam jak najdalej od tego miejsca. Nie chciałam nikogo ani niczego krzywdzić za to że próbuje odnaleść swoje miejsce na ziemi. Słyszalam jak głos Ruben'a słabnie a później zanika stłumione hukiem uderzającego pioruna. Wiedziałam że musze opuścić to miejsce. Zbyt wiele stworzeń cierpiało za moje błędy i nie tylko. Chciałam, by Runem zapomniał o mnie i miał spokojne życie, służąc swojemu królowi.
-Żegnaj... -szepnełam przez łzy i krople deszczu spływające po policzku. To było najlepsze rozwiązanie...
Powoli rozłożyłam skrzydła, szykując się do długiego lotu. Ostatni raz spojrzałam na las. Był piękny i tajemniczy. Ostatni raz przywołałam obraz Ruben'a, którego bardzo polubiłam... Nie nawidziłam pożegnań...
Biorąc rozbieg, wyprostowałam do końca skrzydła i jednym machnięciem wzbiłam się w powietrze. Pogoda była paskudna. Mocno padało a grzmoty wcale mi nie pomagały, podobnie jak wiatr. Próbowałam wzlecieć ponad chmury lecz silny prąd powietrzny skierowałm mnie ku ziemi. Udało mi się uniknąć awaryjnego lądowania i wyrównać lot. Silny wiatr powodował że łzy cisneły mi się do oczy. Szybko je otarłam by nie przeszkadzały mi w locie. Niestety, wystarczyła chwila nieuwagi. Piorun trafił w drzewo a te złamało się jak patyk. Nie zauważyłam tego i wpadłam na lecące drzewo. Siła grawitacji przycisneła mnie do ziemi wraz z pniem owego drzewa. Przygwożdżona nie potrafiłam wydostać się z pułapki. Czułam silny ból w klatce piersiowej, któruy utrudniał podstawową czynność życiową- oddychanie. Wiedziałam że i z moim lewym skrzydłem nie było najlepiej, bo kompletnie straciłam czucie. Nie mógł użyć swoich mocy ponieważ byłam zbyt słaba by użyć nawet najprostszego zaklęcia. Wiedziałam że to koniec.
Zmęczona, powoli zamykałam oczy, czekając na śmierć. Nie chciałam już tak żyć. Z radością przywitałam ciemność która zaczeła mnie otaczać a później pochłonęła.

Ruben?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz