Ciemne chmury zaczęły ustępować, pozwalając jednocześnie jesiennemu słońcu, na zdominowanie nieba. Deszcz, który jeszcze przed chwilą ogarniał cały las, ucichł. Również wiatr zmniejszył tempo, poruszając już jedynie w nieznacznym stopniu gałęziami bezlistnych drzew.
Mimo poprawiającej się pogody, nic więcej się zmieniło. Martwe, zakrwawione ciała wciąż leżały w bezruchu na swoich miejscach. Gdzieś w oddali wylądował pojedynczy kruk, zachwycony znalezioną dla siebie padliną. Wystarczył moment, aby chmara skrzydlastych zleciała się w to miejsce, od razu też rozpoczynając swoją ucztę. Patrzyłem przez chwilę na to w osłupieniu. Dopiero słysząc głos swojej zniecierpliwionej siostry, odwróciłem się i ruszyłem w kierunku przeciwnym od lasu.
- I jak? – Wadera o szarej jak popiół sierści od razu do mnie podeszła, wyrównując po chwili ze mną kroku.
- Nie mamy po co tu wracać – stwierdziłem krótko.
- Ale to znaczy… że wszyscy? Co do jednego zostali zabici? – Zadrżał jej głos w połowie i mogłem usłyszeć jak nerwowo przełyka ślinę.
- Czy wszyscy nie jestem pewien. Być może niektórzy zdążyli uciec, ale wtedy już są daleko stąd. Nie mamy po co ich szukać. – Westchnąłem i spojrzałem na nią.
Miała oczy wypełnione łzami, co dawało wspaniałe połączenie z jej błękitnymi tęczówkami. Można było je porównać do spokojnego morza, co jednak całkowicie przeczyło z emocjami, które zapewne ogarniały teraz wilczyce. Skrzywiłem się lekko, po czym przeniosłem znowu wzrok przed siebie i zacząłem iść dalej. Była jeszcze młoda, więc jej reakcja nie była dla mnie zaskoczeniem. Bo co by mogła wiedzieć o świecie roczna wadera? Dla niej wciąż dookoła istniała jedynie dobroć, przyjaźń i ciepło rodzinne. Do teraz oczywiście. Wiedziałem, że będzie jej trudno pogodzić się z tym, co się stało. Potrzebowałem pomocy, nie potrafiłem się teraz nią sam zająć, byłaby zbyt wielki ciężarem u boku. Czy poprawne jest mówienie tak o własnej siostrze? Może i nie, ale wiąże nas jedynie ta sama krew, nic więcej. Nie czułem żadnych większych zobowiązań wobec tej wilczycy. Zapewnienie jej bezpieczeństwa, to jedyne co mogłem teraz dla niej zrobić.
Wystarczyło nam godzina, aby przebyć drogę do pobliskiej, drobnej watahy. Wchodząc na jej teren przyjąłem bardziej wyprostowaną sylwetkę i stałem się bardziej czujny. Z siostrą u boku szedłem w kierunku jaskini Alfy, którą była sześcioletnia zielarka. Znałem ją mniej więcej z dawnych wypraw tu. Dorosła wilczyca na widok mnie, zacisnęła usta w wąską linię, najwidoczniej powstrzymując się od wypowiedzenia niemiłych słów. Dopiero gdy ze świstem wypuściła powietrze, zaczęła rozmowę.
- Rozumiem, że już po wszystkim. – Zerknęła kontem oka na moją siostrę.
- Tak jak wcześniej ustaliliśmy, chciałbym abyś się nią zajęła, jeśli możesz – odparłem niechętnie.
Czułem jak starsza ode mnie wadera, wciąż ma mi za złe, że nie wziąłem udziału w walce, by pomóc swojej watasze. Widziałem to w jej oczach i podenerwowanych gestach.
- Od początku Ci mówiłem, że jesteśmy na przegranej pozycji. Gdyby reszta mnie posłuchała, obyło by się bez jakichkolwiek strat – prychnąłem, przekręcając głowę na bok.
- Ty naprawdę nie wiesz co to jest współpraca? – warknęła na mnie. – Gdybyś tam był, dali by zapewne radę! Jeden sojusznik więcej, może wiele zmienić.
- Nie zmienia to jednak faktu o licznych ofiarach, a nadal nie byłoby stuprocentowej pewności co do wygranej. – Przewróciłem teatralnie oczy.
- Ty parszywy!... – przerwała, znów przenosząc wzrok na drobną wilczycę w wejściu, która teraz posyłała jej przerażone spojrzenie. – Uf… Nieważne, teraz niczego już nie zmienimy.
- W tym się z tobą akurat zgadzam. – Uśmiechnąłem się łobuzersko.
Alfa posłała mi kolejne groźne spojrzenie, ale już się nie odezwała. Zamiast tego podeszła do mojej siostry i zaczęła ją prowadzić gdzieś bardziej w głąb jaskini.
Wiedziałem, że tutaj nie ma dla mnie miejsca. Wszyscy stąd byli zbyt wrogo do mnie nastawieni, z powodu mojej decyzji o nie braniu udziały w walce. Dlatego gdy tylko wilczyce oddaliły się na wystarczającą odległość, wyszedłem ruszając w drogę. Od teraz planowałem samotne życie, do czasu znalezienia nowej watahy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz